rok 1972


RUCH ŚWIATŁO-ŻYCIE
DIECEZJI RZESZOWSKIEJ
::  
'71 | '72 | '73 | '74 | '76 | '77 | '78 | '79 | '80 | '81 | '83 | '84 | '87 | '88 | '90 | '91 | '92 '93 | '94 '96 | '97 | '98 | '99 | '00 | ^
Błyszcz | Tylmanowa | Poronin #1 | Poronin #2 | Kraków

16 VIII 1972

Homilia podczas dnia wspólnoty na górze Błyszcz (Tabor) we Mszy św. dla 25 grup oazowych to znaczy około 700 osób, w koncelebrze z około pięćdziesięciu księżmi, pod presją wiszącej nad głowami burzy:

"W Eucharystii ofiarujemy Ojcu w ofierze składanej przez Jego Syna całe stworzenie. I właśnie dlatego wyszliśmy tutaj na ten szczyt, ażeby ofiarować całe stworzenie, całą ziemię. Tak jak się modlimy we wspaniałym kantyku trzech młodzieńców, prosząc, ażeby wszystkie dzieła Pańskie błogosławiły Stwórcę: i góry, i lasy, i doliny, i rzeki, i morza, i deszcz, i chmury, i słońce, i księżyc, tak tutaj chcemy to wyrazić Najświętszą Ofiarą. Prosimy Pana Jezusa, Syna Przedwiecznego, ażeby przyjął od nas, przez naszą posługę całe stworzenie, zwłaszcza to, które nas tutaj otacza, i żeby ofiarował je Ojcu, a Ojciec aby uczynił je dla nas łaskawym.

Wśród stworzeń ofiarujemy też w Eucharystii ludzi, którzy są najdoskonalszym dziełem Stwórcy na tej ziemi. Zawsze ofiarujemy ludzi! Ten, którego ofiarę sprawujemy w sposób bezkrwawy, sam stał się człowiekiem po to, ażeby ludzie w Nim i przez Niego mogli stawać się żywym i wiecznym darem dla Ojca.

Ofiarujemy ludzi! Przede wszystkim tych, którzy są obecni w naszym eucharystycznym zgromadzeniu. Ale nie tylko nas, lecz oddajemy Ojcu wszystkich ludzi, wszystkie kręgi z nami zespolone, cały Kościół krakowski i tarnowski, wszystkie Kościoły, które są tutaj reprezentowane przez kapłanów i przez was - lektorów i kantorki. Oddajemy Ojcu wszystkie Kościoły naszej ziemi i spoza niej, bo są przecież wśród nas także goście spoza ziemi polskiej. Ofiarujemy całą ludzkość, a szczególnie wszystkich chrześcijan prosząc, ażeby ta Chrystusowa Ofiara przyczyniła się do jedności chrześcijan, do jedności Kościoła, który jest jeden w Chrystusie, ale jest podzielony w ludziach. Prosimy, ażeby i w ludziach zapanowała ta jedność Kościoła, jaka jest w Chrystusie. Takie są nasze gorące, żarliwe pragnienia i takie są nasze modlitwy przepełniające tę Ofiarę Chleba i Wina, którą mamy wspólnie na tym miejscu Ojcu przez Syna w Duchu Świętym ofiarować. Amen."

Ks. F. Blachnicki, Godziny Taboru, Carlsberg-Lublin 1989, s. 13-14. [^]

16 VIII 1972

Przemówienie w Tylmanowej podczas dnia wspólnoty po wysłuchaniu świadectw złożonych przez uczestników poszczególnych grup rekolekcyjnych:

" Dużą satysfakcją było dla mnie to popołudnie. Przede wszystkim dlatego, że jest mi osobiście bliski ten styl życia. Mogę powiedzieć, że w jakiś sposób praktykowałem go już dawniej z waszymi - no... przynajmniej starszymi kolegami i koleżankami, a może często z waszymi rodzicami, bo życie idzie naprzód. Muszę równocześnie stwierdzić, że wtedy, kiedyśmy to wspólnie praktykowali, nie było to tak głębokie, tak dojrzałe i tak soborowe, jak w waszym wydaniu. Podkreślam szczególnie wydarzenie Soboru, który się odbył w czasie od tamtych naszych doświadczeń podobnego stylu życia do waszego doświadczenia oazy. Na Soborze przeżyliśmy, przemodliliśmy i przemyśleliśmy na nowo tajemnicę Kościoła.
Kiedy uczestniczę w tym spotkaniu wieczornym, znajdując w nim jak gdyby odzwierciedlenie wszystkiego, co się dzieje w oazach, to widzę, jak bardzo do waszych oaz weszła soborowa wizja Kościoła, jak żywy jest jego obraz w waszym doświadczeniu, w waszym przeżyciu. I to jest czymś ogromnie bliskim dla mnie nie tylko osobiście, ze względu na wspomnienia przeszłości, które częściowo są podobne do waszych doświadczeń, ale dla mnie jako dla biskupa, dla którego Sobór i obraz Kościoła przez ten Sobór wyłoniony stał się jakąś szczególną, a nawet centralną treścią życia. Oczywiście, że takie jedno popołudnie pozwala tylko w małej części wejrzeć w całość, ale daje jakiś obraz tej całości. Myślę, że jest ona o wiele bogatsza, aniżeli mogłem dostrzec i przeżyć z wami w ciągu tego jednego popołudnia, kiedy się dzieliliście swoim świadectwem podczas sprawozdania z poszczególnych oaz.
Bardzo się cieszę, że trafiłem tutaj na takie okoliczności. Zresztą wasz Ojciec, jak o nim mówicie, organizator zarazem Ruchu Żywego Kościoła, już tak wszystko dobrze zaplanował, ażeby mnie wyprowadzić na możliwie najwyższą górę. Jednakże wiedział, że ja się tym nie załamię. Bardzo mi to odpowiadało, żeby jeszcze jedną Mszę św. w tym roku odprawić na łonie natury i w takich szczególnych okolicznościach. Przyznam się, że jeszcze w tak licznym gronie nie koncelebrowałem pod gołym niebem i na górach. Pod gołym niebem to już, na Monte Cassino, ale na górach to jeszcze nie, zwłaszcza na Soblach (bo ja przynajmniej tak te góry nazywam, tam za Dunajcem: Soble). I mam z nimi osobiście związane takie dość surowe wspomnienia. Więc bardzo się z tego cieszę. I cieszę się z tego, żeśmy tam zostali zlani przez deszcz, ale nie tak ostatecznie. Gorzej by było, gdybyśmy byli zlani ostatecznie. To wszystko było tak brzegiem światła, brzegiem cienia, brzegiem burzy, brzegiem słońca, brzegiem deszczu, brzegiem suszy. W każdym razie ostatecznie nie byliśmy zlani, przynajmniej ja nie. A jeżeli ktoś ma inne doświadczenia, niech wystąpi. Wszystko dobrze się więc skończyło i wróciliśmy do Tylmanowej. Miało to także i tę dobrą stronę, że nie wracaliśmy w nocy.
Wreszcie ostatnia myśl, która mi się nasuwa, kiedy słyszę: oaza. Kiedy słyszę to słowo odmieniane przez tyle ust i pojawiające się w tylu sprawozdaniach różnych grup: kapłańskich, kleryckich i pań katechetek i wreszcie młodzieży, i Polaków, i Włochów, i Łużyczan, wtedy myślę sobie: jeżeli jest oaza, to znaczy, że niestety jest pustynia, bo oaza ma rację bytu tylko na pustyni. Tam, gdzie nie ma pustyni, nie ma oaz. Otóż to jest jakiś podtekst tej prawdy, którą wy tutaj wyrażacie i przeżywacie. To oczywiste, że jest pustynia. Nie może nas ona jednak zniechęcać, może nas tylko zachęcić, ażeby było jak najwięcej oaz. Pustynia jest bowiem tylko wtedy groźna, jeżeli na niej nie ma oazy, jeżeli oazy są bardzo rzadko, bardzo daleko. Wtedy można naprawdę, jak tutaj jeden z Was powiedział, umrzeć z pragnienia. Ale jeżeli oazy są, jeżeli są dość gęsto, blisko siebie, to nawet pustynia nie jest groźna. Można przez nią przejechać. Taka przejażdżka po pustyni na wielbłądzie może być nawet dla kogoś całkiem interesująca. Ale żarty na bok. Ja myślę, moi drodzy, że jest bardzo głęboka prawda w nazwie: OAZA. W jakimś znaczeniu życie jest jednak pustynią. Grozi nam pustynia. Powiem jeszcze inaczej: groziłaby nam pustynia, gdybyśmy nie tworzyli oaz.
I teraz drugi wniosek z tego wyprowadzam: jesteście tutaj na oazie, jest was tutaj wielu. Myślę, że na tej oazie poniekąd każdy z was staje się oazą po to, ażeby wrócić na pustynię i żeby tę pustynię zagęścić oazami. Może to spojrzenie, które tutaj wnoszę, jest nieco inne aniżeli wasze. Wy patrzycie bardziej od wewnątrz, od strony waszego przeżycia. Ja na to patrzę jeszcze inaczej. Patrzę po kątem życia naszego społeczeństwa, pod kątem życia naszej młodzieży, pod kątem wielkich zmagań, które się w tej chwili toczą, jeżeli chodzi o styl życia, o pewien świat wartości, o poziom duchowy naszego całego społeczeństwa, a zwłaszcza naszej młodzieży. Od tego zależy cała nasza przyszłość, społeczeństwa jutra. Dlatego wracam do mojego wniosku: jesteście tutaj na oazie, trzeba, ażeby każdy z was wziął tę oazę w siebie i żeby się stał taką oazą i żeby tymi oazami zagęścić jak najbardziej pustynię. Wtedy ona nie będzie groźna. To jest równocześnie życzenie, które wam przekazuję z całego serca, wszystkim tutaj zgromadzonym, wszystkim oazom i waszemu Ojcu i organizatorowi, który ten Ruch Żywego Kościoła zainicjował i rozwija z roku na rok. Niech Bóg za wstawiennictwem Matki Niepokalanej i Jej umiłowanego sługi, błogosławionego Maksymiliana, pozwoli oazami zagęścić pustynię, która nam grozi, aby już nie była groźna."

Ks. F. Blachnicki, Godziny Taboru, Carlsberg-Lublin 1989, s. 17-19. [^]

20 IX 1972

Homilia do moderatorów krakowskich w Poroninie podczas dnia wspólnoty podsumowującego doświadczenia oaz rekolekcyjnych i wprowadzającego w roczną pracę po-oazową:

" Codziennie odmawiamy Skład Apostolski i wypowiadamy w nim te słowa: Wierzę ... w święty Kościół powszechny. Nasza epoka została w szczególny sposób wezwana do wiary w Kościół święty. Wyrazem tego wezwania stał się Sobór Watykański II, który całą swoją uwagę skupił na Kościele. Rozważania soborowe dotyczą Kościoła jako prawdy wiary, ale jednocześnie dotyczą Kościoła jako żywej rzeczywistości. Wiara w Kościół odnosi się bowiem nie tylko do treści istniejącej poza nami, lecz wraca do każdego z nas i do nas wszystkich. Mówi nam to wyznanie, że wszyscy i ty, każdy, to przecież jest Kościół. Nie jest on poza tobą, poza wami.
Żyjemy więc w epoce, w której idąc za szczególnym prowadzeniem Ducha Świętego, mamy na nowo odkryć wiarę w Kościół i pogłębić ją. Myślę, że właśnie wiara w Kościół i dążenie do jej pogłębienia, stoi u podstaw tego ruchu, który tutaj dzisiaj wyraża się przez obecnych kapłanów, a także przez obecnych tutaj świeckich. Ruch Żywego Kościoła, to nic innego jak przetłumaczone na język naszego życia katolickiego w Polsce wezwanie Soboru watykańskiego II do pogłębionej i urzeczywistnionej aż do końca wiary w Kościół. Uwierzyć w Kościół to znaczy odkryć człowieka i zarazem odkryć wspólnotę. Uwierzyć w Kościół, to znaczy odkryć Boga w człowieku, odkryć całą wspaniałość stworzenia w człowieku i w świecie. Uwierzyć w Kościół, to znaczy odkryć całą głębię dzieła odkupienia w człowieku, we wspólnocie i w świecie. To wszystko znaczy uwierzyć w Kościół. Nie można uwierzyć w Kościół, nie można odkryć do końca tej rzeczywistości, jaką jest Kościół, jaką my stanowimy jako Kościół, jeżeli bardzo wyraziście nie świecą w naszej świadomości te głębokie tajemnice wiary, te wspaniałe dzieła Boże: stworzenie, odkupienie, uświęcenie, dopełnienie. Jest rzeczą znamienną dla waszych wspólnot, że odkrywacie Kościół przede wszystkim w ludziach przyszłości, w młodzieży. W epoce, w której się bardzo wiele krytycznych sądów wypowiada na temat młodzieży, kiedy się często załamuje nad nią ręce, okazujecie waszą inicjatywą i doświadczeniem, że w naszej młodzieży, w tej kilkunastoletniej, przeduniwersyteckiej młodzieży szkół średnich tkwią jakieś olbrzymie pokłady dobra, możliwości dobra i zapotrzebowania na to dobro, które przynosi Kościół i które realizuje się w każdym człowieku i zarazem ludzkiej wspólnocie. Okazuje się więc dowodnie, że trzeba mieć wiarę w młodzież. Wiara w Kościół zamienia się na naszych oczach w jakiś społeczny proces wiary w młode pokolenie, to jest w Kościół jutra, w Kościół przyszłości. Oni mają odkryć w sobie tę rzeczywistość, której na imię Kościół, lud Boży, Ciało Mistyczne Chrystusa. I mają potwierdzić tę rzeczywistość. A jest to rzeczywistość bogata, złożona z wielu dróg, z wielu powołań. Sobór Watykański II uczy nas w całym swoim magisterium, jak w jedności ludu Bożego każdy człowiek znajduje swoją własną drogę. I ta wspólnota, którą tworzymy w Chrystusie przez łaskę, nie tylko nam własnych dróg nie odbiera, ale jeszcze lepiej ją wyznacza, jeszcze jaśniej ukazuje, jeszcze pełniej indywidualizuje, tak, że człowiek właśnie we wspólnocie i przez wspólnotę Kościoła - we wspólnocie i przez wspólnotę w Chrystusie - najbardziej znajduje siebie i najbardziej siebie potwierdza. Wystarczy się przysłuchać na waszych spotkaniach, na waszych godzinach świadectwa temu, co mówią młodzi, kilkunastoletni chłopcy i dziewczęta o tym, jak przeżyli oazę, jak przeżyli wędrówkę otwartych oczu, jak przeżyli godzinę świadectwa itd., ażeby ta wielka prawda stanęła nam niejako twarzą w twarz, żeby się pojawiła tuż przed nami.
I oto wtedy, gdy może łamiemy ręce, gdy myślimy o młodzieży źle, nie obwiniając jej zresztą, tylko myśląc, że to jest jakaś konsekwencja systemu, prądów, epoki, kryzysu cywilizacji, wówczas przed naszymi oczyma wyrastają takie żywe świadectwa ludzkiej i chrześcijańskiej dojrzałości, które o Kościele świadczą i które są Kościołem.
Mam przed oczyma, wokół siebie, przede wszystkim kapłanów. Tych kapłanów, którzy po tegorocznych oazach spotkali się tutaj, żeby raz jeszcze swoje doświadczenia przemyśleć. Myślę więc, drodzy Bracia, że jest to równocześnie ogromny bodziec dla naszego powołania kapłańskiego, kiedy widzimy, jak żyje Chrystus w duszach, jak On się w młodych sercach objawia i potwierdza. Wówczas przez to samo jak gdyby dosięgamy samego nerwu życia, samej istoty naszego kapłańskiego powołania. Przecież my jesteśmy po to, żeby Chrystus rodził się w duszach i w nich rósł. Kiedy to się dokonuje i ujawnia, wówczas nasze powołanie kapłańskie nabiera jakichś nowych wartości, treści, na nowo kształtuje się i gruntuje. Widzimy jego sens, widzimy jego bogactwo. Cieszymy się z tego, że możemy być kapłanami i że możemy służyć ludziom, że możemy tak służyć młodzieży i tak na żywo budować Kościół. Drodzy Bracia, sprawa duszpasterstwa młodzieży, apostolstwa młodzieży, sprawa ich przyszłości, ich ludzkiego i chrześcijańskiego powołania to jest wielka i wspaniała sprawa. Jest ona taką z wielu powodów. Można by powiedzieć, że również z powodów humanistycznych: przecież ten młody człowiek, właśnie w wieku swoich kilkunastu lat najbardziej się tworzy, najwięcej decyduje o tym, jakim będzie człowiekiem w przyszłości. Ale oprócz tego są oczywiście powody ewangeliczne. Pan Jezus zwracał się do młodzieńca, pokazywał jemu drogę, która prowadzi za Nim, za Chrystusem - drogę naśladowania. Pan Jezus zwracał się do wszystkich młodych dusz przez tego właśnie młodzieńca ewangelicznego. Dlatego okres młodości jest okresem budzenia się wszystkich powołań w Kościele i tych powołań kapłańskich czy zakonnych, o które dzisiaj - wedle tradycji suchych dni jesiennych - w całym Kościele się modlimy i także tych powołań świeckich, tych powołań chrześcijańskich, powołań apostolskich wśród laikatu, które tak wielką mają wagę i takie znaczenie dla życia Kościoła.

Niechaj więc modlitwa wspólna, którą dzisiaj zanosimy przy tym ołtarzu, będzie modlitwą za nas, kapłanów, i niech będzie modlitwą za młodzież. Za młodzież: za to wszystko, co czeka w jej młodych duszach na przebudzenie; za ten cały potencjał Ewangelii, łaski i Kościoła, który ma być wyzwolony; za to wszystko, czemu ma służyć nasze kapłaństwo i przez nasze kapłaństwo ma się wzajemnie wzbogacić. Niech to będzie modlitwa o powołania, o powołania w najszerszym, eklezjalnym znaczeniu, jak nas uczy Sobór Watykański II idąc za Ewangelią Chrystusa.

Chcę w tym miejscu skierować szczególne słowa do animatora tego ruchu, który wszystkim nam pokazał, że w epoce, zdawać by się mogło tak przedziwnej, tkwią takie wielkie możliwości. Trzeba tylko je zobaczyć i obudzić, po prostu trzeba uwierzyć w Kościół i dać tej wierze w Kościół wyraz, nie tylko słowny, nie tylko teoretyczny, abstrakcyjny, nie tylko kulturowy, ale żywy wyraz, sięgający całej prawdy o człowieku, o wspólnocie, a zarazem całej prawdy o Bogu, o Trójcy Przenajświętszej, o dziele stworzenia, odkupienia i uświęcenia, które się dokonało i stale dokonuje właśnie w Kościele i przez Kościół.

Będziemy składać wspólnie Najświętszą Ofiarę, ożywieni tymi myślami, tymi uczuciami, tymi pragnieniami i tą wielką nadzieją, którą stale przyświeca Kościołowi Niepokalana, tak jak przyświecała błogosławionemu Maksymilianowi aż do najcięższych, decydujących chwil w Jego życiowej drodze. Tak i nam przyświeca, naszemu pokoleniu, temu współczesnemu pokoleniu chrześcijan, temu współczesnemu pokoleniu kapłanów, którzy wierzą - za Soborem Watykańskim II - że Maryja jest pierwowzorem Kościoła, że jest jego natchnieniem. Z tego natchnienia chcę wyprowadzić wszystkie, jak najdojrzalsze owoce.

Modląc się o te owoce naszej pracy ufamy, że jest z nami Niepokalana i że Ona także i tutaj, w tej wspólnocie eucharystycznej prowadzi nasze modlitwy, nasze uczucia i myśli, nasze serca i wolę do Chrystusa i z Nim jednoczy dla lepszego jutra Kościoła, Ojczyzny, Narodu, młodzieży, kapłaństwa i całego ludu Bożego. Amen.

Ks. F. Blachnicki, Godziny Taboru. Carlsberg-Lublin 1989, s. 21-24. [^]

20 IX 1972

Przemówienie do moderatorów krakowskich w Poroninie podsumowujące ich obrady nad doświadczeniami oaz wakacyjnych i planami pracy rocznej w grupach parafialnych po-oazowych:

"Opierając się na doświadczeniu jakie płynie dla mnie już z pięcioletniego stażu w Radzie Świeckich, mogę stwierdzić, iż bardzo wiele się mówi na Zachodzie, a więc w tym Kościele, który dysponuje pełnym marginesem swobody działania w zakresie działalności świeckich w różnych formach organizacyjnych i różnych formach duszpasterstwa i apostolstwa, wiele się mówi o tym, że stoimy wobec kryzysu organizacji katolickich, a więc tej formy, przez którą i my przeszliśmy i która się u nas zakończyła przed kilkunastu laty. Zakończyła się nie dlatego, żebyśmy od niej odeszli, żebyśmy ją zamknęli, ale dlatego, że jej nam zakazano. Otóż są pewne formy, które spełniły po prostu swoje zadanie w Kościele. Potrzebne w tamtym czasie, wyrażały treść wiary, życia Kościoła, zainteresowań, pewnych dominant, które działały w Kościele w swoim czasie.

Z biegiem lat w miarę rozwoju Kościoła, w świadomości Kościoła, w orientacji pastoralnej Kościoła, muszą przyjść formy nowe. I myślę, że właśnie ta forma, którą reprezentują oazy jest taką nową formą. Przede wszystkim założenia doktrynalne, teologiczne, są bardzo ściśle związane z Soborem Watykańskim II. To jest przetłumaczona na język pewnego ruchu, pewnego działania, eklezjologia Vaticanum Secundum w jej elementach centralnych: osoba, wspólnota ludu Bożego, wspólnota apostolska w najbardziej podstawowym znaczeniu tego słowa. Jest pewne pojęcie apostolstwa, które Sobór Watykański II bardzo dokładnie wypracował, którym przedtem nie dysponowaliśmy: Dekret o apostolstwie świeckich mówi, że wszelka działalność zmierzająca do tego, żeby cały świat skierować ku Chrystusowi, to jest apostolstwo (DA 2) i następnie pokazuje, w czym się to apostolstwo konkretyzuje i urzeczywistnia. Widzimy więc w nowy sposób samo pojęcie apostolstwa, samą rzeczywistość, którą to pojęcie oznacza.

To, co mówiłem przed chwilą o kryzysie form organizacyjnych, nie oznacza odejścia od potrzeby samej wspólnoty, społeczności, tylko oznacza szukanie innej realizacji tej potrzeby: bardziej środowiskowej, mniej urzędowej a bardziej spontanicznej. Przy czym ta spontaniczność może się w różny sposób wyrażać: może się wyrażać również w postaci bardzo precyzyjnego programu. Program nie niszczy spontaniczności. Bardzo pracowity program oazy nie odbiera człowiekowi poczucia, że on sam siebie tworzy, że on w tym wszystkim jest wolny, że tę swoją wolność angażuje i dobrze z niej korzysta.

I wreszcie te różne momenty psychologiczne, to znaczy dotarcie do świadomości człowieka współczesnego, jego głównych zamiłowań, trosk, pragnień, co się wyraża chociażby właśnie w piosenkach oazowych i w ogóle w piosenkach młodzieżowych, to wszystko razem wskazuje, że mamy do czynienia z formą, która wyrasta z naszych czasów, która jest do nich dostosowana, im odpowiada.

Ja bardzo się cieszę z tego, że ten ruch zapoczątkował się i że się rozwija z roku na rok coraz pełniej w znaczeniu ilościowym, jak na to wskazuje chociażby sprawozdanie z liczby młodzieży i uczestników oaz, że ten ruch dojrzewa i że utrzymuje wciąż swoja tożsamość. To jest także jakieś prawo rozwoju, żeby zachować tożsamość, zgodność z pierwotnymi założeniami, które są wciąż te same, tylko wciąż są bogatsze w realizacji. Oczywiście, podstawą tego wszystkiego, nawet organizacyjną, nie mówiąc już o podstawie treściowej i środowiskowej, jest liturgia. Liturgia zresztą wyrasta z rzeczywistości Kościoła, z eklezjologii Kościoła, z nauki o Kościele na Soborze Watykańskim II: bez liturgii nie sposób zrozumieć Kościoła, a bez Kościoła nie sposób zrozumieć liturgii. Dlatego też ten ruch skupia przede wszystkim młodzież, że tak powiem "liturgiczną", jak lektorzy, schole, oczywiście, wraz ze swymi kapłanami, którzy są liturgami par excellence.

Więc powtarzam, że bardzo się cieszę, że ten ruch się narodził i że się rozwija. Cieszę się z tego, że on się rozwija tutaj w naszych stronach, które szczególnie dużo dają okazji do tego, żeby można było tworzyć takie oazy, przeprowadzać je, żeby można było łączyć liturgię Kościoła z jakąś liturgią stworzenia, z jakąś liturgią przyrody. I to wszystko oczywiście ma swoją konsekwencję, swoje następstwo w metodzie pracy: chociażby taka metoda "otwartych oczu", która, jeżeli ja to dobrze rozumiem, polega właśnie na przeżyciu piękna przyrody jako jakiejś wspaniałej wypowiedzi Stwórcy, która trafia po prostu do naszych oczu, do naszego umysłu i do naszego serca. Z tego się bardzo cieszę.

Cieszę się takie, że ten ruch się rozwija wśród naszych kapłanów. Nie miałem oporów, chyba od początku, w stosunku do tego, ponieważ czułem pewien brak i czekałem na to, żeby ten brak się czymś wypełnił. Kiedy pierwszy raz rozmawiałem z ks. Franciszkiem Chowańcem na ten temat - on mnie pierwszy informował o oazie wakacyjnej w Krościenku - wtedy pomyślałem sobie, że chyba księża, przynajmniej niektórzy, również czują ten brak i szukają jak go zapełnić. I od tej rozmowy, która miała miejsce jakieś trzy lub cztery lata temu, sprawy poszły naprzód. Ja sam zresztą lepiej się zapoznałem z tym ruchem i z tą metodą i z samymi żywymi oazami i myślę, że jest to ruch, któremu tylko trzeba życzyć dalszego jeszcze rozwoju. Przede wszystkim trzeba życzyć sobie, ażeby było coraz więcej kapłanów, którzy będą szukali na tej drodze metody dojścia do młodzieży w duszpasterstwie, w apostolstwie młodzieżowym.

Oczywiście, jest to metoda elitarna. To wynika ex definitione, zresztą wynika z tego wszystkiego, co tu dzisiaj powiedziano. Dobiera się tam młodzież męską i żeńską według pewnego klucza, według pewnego stopnia dojrzałości, dobiera się w oparciu o pewne przygotowania, dokonane już na miejscu w parafiach, przeprowadza się ich przez pewne stopnie, pierwszy, drugi stopień, więc to jest ruch elitarny.

Rzecz jasna, że ten ruch elitarny nie może nam zastąpić podstawowej pracy duszpasterskiej wśród młodzieży: pracy parafialnej, pracy katechetycznej, duszpasterstwa młodzieży, różnych jego form. Niemniej jest rzeczą konieczną, ażeby on na gruncie tego podstawowego duszpasterstwa wyrastał i żeby się rozwijał. A jest rzeczą konieczną dlatego, ponieważ po pierwsze: na pewno wśród młodzieży są takie większe talenty: ktoś dostał jeden, ktoś dwa, a ktoś pięć. Więc są ci, co mają pięć, w tym znaczeniu najbardziej ewangelicznym. I chodzi o to, żeby się to nie zmarnowało.

Prócz tego my już dzisiaj w Kościele jesteśmy świadomi pewnej metody apostolstwa w ogóle, a apostolstwa świeckich w szczególności, która polega na tym, że ludzie danego środowiska stają się apostołami tego środowiska. To najbardziej sprecyzował sławny ks. Józef Cardijn, późniejszy kardynał, twórca JOC (Jeunesse Ouvri‚re Chrétienne - Chrześcijańska Młodzież Robotnicza), który pracując z młodzieżą robotniczą, pracując jako duszpasterz wśród nich, doszedł do tego przeświadczenia, że apostołami młodzieży robotniczej, która wtedy w krajach francuskich, a więc we Francji, Belgii uległa olbrzymiej dechrystianizacji wraz z całym społeczeństwem, mogą być tylko młodzi robotnicy.

Ja myślę, że - mutatis mutandis - można tę zasadę odnieść do różnych układów i środowisk. W każdym razie apostołami młodzieży mogą być tylko młodzi. I stąd jest potrzeba tych grup elitarnych: na tle duszpasterstwa zwyczajnego, podstawowego, trzeba mieć jeszcze jakieś grupy, zespoły ludzi - młodych, potem starszych - którzy będą w swoje środowisko wnosili większy wymiar, pełniejsze świadectwo, większą dojrzałość chrześcijańską i będą promieniowali. Nie chodzi oczywiście o to, ażeby tych ludzi od reszty oddzielić, tylko żeby ich ukształtować, uformować metodą wypracowaną i następnie ich mieć w środowisku.

Więc myślę, że to jest sprawa bardzo wielkiej wagi. Oczywiście że szereg rzeczy można by jeszcze powiedzieć na temat tego ruchu i na temat zaangażowania poszczególnych księży, wśród młodzieży w ramach tego ruchu, ale to co powiedziałem sądzę, że już dostatecznie wyraża moją myśl, a przede wszystkim mój stosunek do tego. Bardzo życzę Księżom i sobie samemu tego życzę, żeby coraz więcej kapłanów w Kościele krakowskim znajdowało tę drogę, żeby odkrywało swoje powołanie młodzieżowe.

I tu wracam znowu do początku. Ja myślę, że dla kapłanów oaza znaczy odkrycie powołania młodzieżowego, autentycznego powołania. To nie jest łatwe powołanie. Równocześnie tak myślę, że... młodzi do młodych. Młodzi księża mają specjalne dane do tego, żeby być jako duszpasterze duszpasterzami i apostołami młodych: żeby do nich trafić; z nimi szukać wspólnego języka. Realizacja podlega jednak znakom czasu i jakimś prawom czasu. Więc, zwłaszcza gdy chodzi o księży młodych, to tego bardzo życzę wam tutaj zebranym, ażebyście mieli wśród swoich kolegów jak najwięcej nowych kolegów w tej pracy. Myślę zresztą, że będzie się ona rozwijać i w przestrzeni, i w czasie, i że będzie znajdować coraz nowe formy i coraz szersze kręgi zataczać, taką mam nadzieję. I że będzie doskonale się spotykać z tą podstawową pracą duszpasterską, którą my przecież bez przerwy i z olbrzymim wysiłkiem w diecezji prowadzimy."

Ks. F. Blachnicki, Godziny Taboru. Carlsberg-Lublin 1989, s. 24-27. [^]

9 X 1972

Homilia dla uczestników oazowego dnia wspólnoty w kaplicy rezydencji Kardynała w Krakowie w 27 niedzielę w ciągu roku A do czytań: Iz 5, 1-7; Flp 4, 6-9; Mt 21, 33-43:

"Słyszymy w dzisiejszej liturgii słowa o winnicy. Słyszymy w pierwszym czytaniu z proroka Izajasza, słyszymy także w Ewangelii według św. Mateusza.

Co to jest winnica - wiemy: pole na którym uprawia się wino, winorośle, winogrona; z nich potem tłoczy się wino. Oczywiście, że jest to pole uprawne. Tak, jak są uprawne pola w naszym kraju, na których uprawia się zboże, czy też różne jarzyny, tak są uprawne pola na południu, na których uprawia się wino.

Winnica w dzisiejszej liturgii słowa oznacza Kościół: lud Boży, rodzinę ludzką zgromadzoną w Kościele. O tej winnicy śpiewa swoją pieśń prorok Izajasz, a jest to, jak słyszeliśmy, pieśń miłości ku winnicy. W tym miejscu więc prorok Izajasz służy jak gdyby jako wyraz, jako wargi samego Jezusa Chrystusa, który wciąż śpiewa swoją pieśń miłości do Kościoła, do ludu Bożego, do rodziny ludzkiej żyjącej w Kościele, do każdego człowieka. Ta pieśń miłości Jezusa Chrystusa do Kościoła jest wciąż ta sama; a jednak z pokolenia na pokolenie zmienia się jej wyraz, zmieniają się jej okoliczności. Myślę, że taką pieśń miłości do Kościoła, do ludu Bożego, do rodziny ludzkiej wyśpiewał Chrystus w naszej epoce przez Sobór. A głównym słowem tego Soboru jest odnowa, odnowa Kościoła. Chrystus, który miłuje Kościół, który miłuje człowieka, pragnie odnowy Kościoła i odnowy człowieka w Kościele. Takie jest bowiem prawo miłości, że pragniemy dobra: dobra potrzebnego wciąż na nowo.

Dlaczego mówię tutaj naprzód o odnowie Kościoła? Dlatego, ponieważ ta odnowa dokonuje się poczynając od liturgii. I właśnie wy to robicie w waszych wspólnotach.W tych wspólnotach, które znajdują się w poszczególnych parafiach, w tych wspólnotach, które spotykają się latem na oazach - wy to czynicie. Służba liturgiczna, służba lektorów, ministrantów, służba scholi, to wszystko są środki, poprzez które dokonuje się także odnowa Kościoła, odnowa świadomości Kościoła. Bo liturgia, jak my wszyscy biskupi na Soborze Watykańskim II uświadomiliśmy sobie, jest jak gdyby takim wziernikiem, przez który widać Kościół i widać go najgłębiej.

Wiecie dobrze o tym, że pragniemy teraz tą odnowę powszechną, którą Sobór Watykański II zapoczątkował, przeprowadzić w Kościele krakowskim poprzez synod. I również dla tego dzieła liturgia jest jakimś punktem wyjścia. Dlatego też ten ruch skoncentrowany, osadzony na służbie liturgicznej, na wspólnotach służby ołtarza, słusznie się nazywa Ruchem Żywego Kościoła.

W czasie liturgii słyszymy słowo Boże mówione i śpiewane. Kiedy to słowo Boże do nas dociera czy pięknie wypowiadane, czy pięknie śpiewane, pamiętajcie, że poprzez nie stale odzywa się ta odwieczna pieśń Chrystusa: pomagacie śpiewać w waszych wspólnotach, w waszych parafiach, pomagacie śpiewać w całym Kościele krakowskim. I niech ten śpiew młodego pokolenia będzie dobrym wstępem do odnowy Kościoła krakowskiego poprzez synod, tak jak Konstytucja o Liturgii, pierwsza ze wszystkich, jakie uchwalił Sobór Watykański II była wstępem do dzieła odnowy Kościoła na naszym soborze.

Pieśń miłości do Kościoła, do winnicy, którą śpiewa Pan Jezus, jest to zarazem pieśń miłości do każdego człowieka: bez wyjątku. Myślę, że ta pieśń rozbrzmiewa w sposób szczególny w młodych duszach. Pamiętajcie, że Chrystus was kocha, bez wyjątku. I każdą i każdego miłuje jedyną i niepowtarzalną miłością,która najpełniej odpowiada całej twojej istocie. Ponieważ to jest twój Stwórca, który cię zna wcześniej niż się stałeś. Ponieważ to jest twój Odkupiciel, który zapłacił za ciebie niepowtarzalną cenę : cenę krwi, cenę miłości. Cena krwi i śpiew miłości łączy szę w ustach i w sercu naszego Odkupiciela.

Dlatego też starajcie się zrozumieć ten śpiew, przyjąć tę zapłatę. Zrozumieć poprzez jedno i drugie ogromną wartość swojego człowieczeństwa, swojej duszy nieśmiertelnej, swojej dziewczęcej i chłopięcej godności, swojego życiowego powołania. Niech to co czynicie, cała wasza praca wewnętrzna na oazach i w parafiach temu dopomaga. Odnowa Kościoła nie dokona się bez odnowy człowieka. Człowiek musi na nowo głębiej zrozumie- kim jest. Kim jest w oczach Boga, jakie jest jego powołanie. I to zrozumienie to jest właśnie fundament odnowy Kościoła.

Zauważyliście w dzisiejszej Ewangelii, że św. Mateusz przytacza słowa ze Starego Testamentu, a słowa te mówią, że Jezus Chrystus jest dla nas Bogiem i Człowiekiem, Odkupicielem i Pokarmem. Pamiętajmy, że jest także kamieniem.

Kiedy myślimy: Odkupiciel, kiedy myślimy: Bóg, wznosimy oczy ku niebu, ku górze. Kiedy myślimy: Pokarm - zwracamy się do naszego wnętrza. Jedno i drugie jest prawdziwe: Chrystus jest w górze i Chrystus jest w nas. Tak bardzo pragnie Bóg-Człowiek być w nas, ożywiać nas, tworzyć nasze człowieczeństwo, nasze ludzkie życie - razem z nami.

Ale Chrystus jest także jak gdyby pod naszymi stopami: tak, jak kamień węgielny. Jest tym kamieniem, który trzyma całą budowlę: całe kształtowanie świadomości i charakteru człowieka. Poprzez to sprawia wciąż nową odnowę.

Niech i to spotkanie w moim domu, z którego bardzo się cieszę, posłuży temu wielkiemu dziełu: Waszej osobistej i wspólnej odnowie w Chrystusie, do którego tak gorliwie i Wy, i Wasi duszpasterze wciągnęliście się i nadal z taką gorliwością w nim uczestniczycie."

Ks. F. Blachnicki, Godziny Taboru. Carlsberg-Lublin 1989, s. 41-43. [^]


©DKS Rzeszów, OLP 1.0