Staramy się być na rekolekcjach co roku

Z Agnieszką i Mariuszem Trojnarami z Rejonu Matki Bożej Saletyńskiej w Rzeszowie, uczestnikami oazy rodzin III stopnia w Stasikówce k. Poronina, rozmawia Jaromir Kwiatkowski

Co najbardziej przeżyliście na oazie, co Was najbardziej poruszyło? Z naszych doświadczeń pamiętam, że „trójka” to był najbardziej „luźny”, a jednocześnie najbardziej radosny stopień oazy, podczas którego można było rzeczywiście wejść głębiej w doświadczenie Kościoła, Jego bogactwa i różnorodności.

Mariusz: Bogactwo Kościoła – tak, masz rację, to na pewno. Bogactwo wspólnoty. Doświadczyłem tego osobiście podczas dnia wspólnoty w Krościenku nad Dunajcem. Różnorodność wieku i doświadczeń, bogactwo wiary uczestników z Polski, a także Polaków z zagranicy. Bardzo mi zapadł w pamięci tłum ludzi schodzących podczas godziny odpowiedzialności po schodach ołtarza polowego z podpisanymi deklaracjami Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Radość i nadzieję budził fakt, że w tym tłumie było bardzo wielu ludzi młodych, którzy odważnie podejmowali decyzję o wstąpieniu do Krucjaty.

Agnieszka: Podpisuję się pod wszystkim, co Mariusz powiedział. Dodatkowo chciałabym powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy. Bardzo głęboko przeżyłam spowiedź we wspólnocie, czyli liturgię pokutną z sakramentem pokuty. Czułam wtedy moc modlitwy wspólnoty. Jestem przekonana, że bez tej modlitwy nie miałabym tak niesamowitego doświadczenia bliskości Jezusa i uzdrawiającej mocy tego sakramentu. Jestem pewna, że to, iż byliśmy całą wspólnotą, że nikt po wyspowiadaniu się nie wychodził z kościoła, tylko nadal trwał na adoracji przed Najświętszym Sakramentem, umożliwił mi głębsze przeżycie sakramentu pokuty.

Wspólnota jest dużym wsparciem w takich sytuacjach…

Agnieszka: … nie mówiąc już o takich życiowych sprawach, jak to, że wielu z nas miało na oazie „jelitówkę” i każdy każdemu pomagał, dawał lekarstwa itd. To jest taki życiowy wymiar wspólnoty, kiedy ludzie ze sobą przebywają, pomagają sobie nawzajem, radują się, dzielą się sobą.

Jak pamiętam jeszcze z naszej posługi jako pary rejonowej, jeździcie na 15-dniowe oazy bardzo regularnie. Co powiedzielibyście tym, którzy mają opory przed taką dłuższą formą rekolekcji – obawiają się, że nie dostaną tyle urlopu albo że oaza zajmie im cały urlop, albo w ogóle przeraża ich perspektywa tak długich rekolekcji?

Agnieszka: Czasem jeździliśmy na dłuższe rekolekcje, czasem na krótsze, ze względu choćby na poród dzieci. Ale staramy się co roku być na jakichś rekolekcjach. Jak ktoś choć raz doświadczył tych rekolekcji, to wie doskonale, że warto pojechać. Ale rozumiem tych, którzy mają jedynie tyle dni urlopu. My oboje jesteśmy nauczycielami i jest nam w pewnym sensie łatwiej, gdyż jeżeli starczy nam jeszcze funduszy, jesteśmy w stanie oprócz oazy jeszcze gdzieś pojechać, aczkolwiek rzadko to robimy. Dla nas oaza to połączenie wypoczynku z modlitwą i byciem razem. Nie wiem, jak by wyglądała sytuacja, gdybym pracowała np. w biurze czy na poczcie. Ale doświadczywszy tego, czego doświadczyliśmy na tych rekolekcjach, myślę, że nadal inwestowalibyśmy w nie swój czas. Może nie jeździlibyśmy tak regularnie jak teraz, ale na pewno uczestniczylibyśmy w takich 15-dniowych rekolekcjach.

Mariusz: W tym roku mieliśmy problem finansowy i nasze uczestnictwo w oazie wisiało na włosku. Jeszcze trzy tygodnie przed rozpoczęciem rekolekcji wahaliśmy się, czy nie napisać do organizatorów, że rezygnujemy, aby mogła wejść rodzina z listy rezerwowej.

Agnieszka: Mieliśmy odłożone pieniądze na rekolekcje, ale tyle rzeczy nam się „posypało”, m.in. zepsuło się auto i była taka masa wydatków, że nie dało się nie wziąć z tej kupki. Na szczęście pomogła nam wspólnota Domowego Kościoła i fundusz ewangelizacyjny.

Jak człowiek chce pojechać, to z pomocą Bożą znajdzie sposób, by było to możliwe.

Agnieszka: Kto nie chce jechać, szuka powodów. Kto chce – szuka sposobów.