Doświadczyliśmy żywego Kościoła, Jego różnorodności i jedności

Świadectwo z oazy rodzin III stopnia w Rzymie

W dniach od 6 do 21 lipca 2019 r., wraz z naszymi dziećmi – 11-letnim synem i 8-letnią córką, uczestniczyliśmy w oazie rodzin III stopnia w Rzymie. Chcieliśmy pojechać na te rekolekcje właśnie do Wiecznego Miasta, gdyż skoro takie było założenie ks. Blachnickiego, by odbywały się one w tym miejscu, to uznaliśmy, że tam właśnie powinniśmy być.

Od początku mieliśmy wiele obaw – od finansowych, przez zdrowotne, po takie – czy na pewno jechać razem z dziećmi? Czy dadzą radę? I czy będziemy mieć dla nich czas? Z drugiej jednak strony nie wyobrażaliśmy sobie 2 tygodni bez naszych pociech. Wakacje to moment, kiedy powinniśmy nadrobić zaległości w byciu ze sobą… Oddaliśmy to wszystko Bogu – jeśli On będzie chciał, to pojedziemy, jeśli nie, to na pewno nie damy rady. No i polecieliśmy.

Daniel zadbał o to, byśmy dotarli na miejsce dzień wcześniej i zostali jeszcze jeden dzień po rekolekcjach. Po to, by móc nacieszyć się sobą i… ciepłym morzem. Jak się później okazało, nad Morzem Tyrreńskim byliśmy trzykrotnie, bo poświęciliśmy na to także dzień wycieczkowy. Pomogło nam to w szybkiej aklimatyzacji, bo średnia temperatura przez większość czasu naszego pobytu wynosiła 36 st. C w  cieniu.

Bóg się nami opiekował od samego początku – z lotniska odebrała nas pani Joanna, od lat mieszkająca w Rzymie, która pomagała naszym organizatorom, więc nie musieliśmy się martwić o transport do hotelu. Pomogła też w uzgodnieniu szczegółów naszego wydłużonego pobytu oraz zadbała o to, byśmy dostali pokój z klimatyzacją, co niestety w tym miejscu nie było powszechne, a co uratowało nas przed upałami. Warunki mieliśmy dobre, posiłki typowo włoskie, na obiadokolacje prawie zawsze… pastę, czyli makaron ;) Villa Lituania znajduje się w ścisłym centrum, więc wszędzie mieliśmy blisko.

Gdy rozpoczęły się rekolekcje, każdy dzień był pełen wrażeń. Odkrywaliśmy chrześcijaństwo, Kościół - Matkę, Jego historię od pierwszych wieków. Miejsca związane z męczeństwem apostołów i z mnóstwem innych świętych, najstarsze świątynie, bazyliki, kościoły, katakumby… Wszędzie szukaliśmy znaku Maryi – Matki Kościoła, Piotra i Pawła – i one tam były.

Nasza grupa nie była liczna: ks. Piotr i ks. Przemek, który wcześniej studiował w Rzymie, oraz 6 małżeństw – łącznie z prowadzącymi. Dzieci tylko nasze. W sumie 16 osób. Pozwoliło to  nam stworzyć kameralną, rodzinną atmosferę i… uniknąć problemów z przemieszczaniem się – zawsze zmieściliśmy się do metra, autobusu, czy innego środka komunikacji.

Codziennie mieliśmy mszę świętą w kolejnych bazylikach: św. Jana na Lateranie, św. Pawła za Murami, Matki Bożej Większej, św. Wawrzyńca i wielu innych. Piękna starych świątyń ani atmosfery tam panującej nie da się opisać. Najlepiej doświadczyć tego samemu. Podziwialiśmy ich wielkość, bogactwo zdobień: mozaiki, freski, słynne malowidła, rzeźby… A to wszystko powstało dla małego kawałka Chleba…

 Mieliśmy mszę św. również w bazylice św. Piotra przy grobie Jana Pawła II, gdzie Danielowi i synowi udało się służyć i przy tym być w zakrystii papieskiej. Przeżycie niesamowite.

W katakumbach staliśmy praktycznie „jedni na drugich” z powodu braku miejsca… Dotarło wtedy do nas, że pierwsi chrześcijanie byli zabijani z powodu gromadzenia się tam nie w wielkim tłumie, lecz w maleńkiej wspólnocie. Kapłani, biskupi, papieże poświęcali życie dla garstki wiernych…

Stałym punktem dnia było spotkanie z żywym Kościołem, czyli księżmi, siostrami i braćmi zakonnymi, świeckimi. Ludzie ci opowiadali nam o charyzmacie swoich zgromadzeń, specyfice życia i prowadzenia działalności w Rzymie. Dawali nam świadectwo. Czuć było cały czas obecność Ducha Świętego, którego działanie widzieliśmy w życiu tych osób i który prowadził również nas „tam gdzie chciał” – aranżując nawet spotkanie w jedynym dniu, w którym organizatorom nie udało się z nikim umówić, i to w parku, który wybraliśmy z braku lepszych propozycji na drogę krzyżową. Okazało się, że pani uznana przez nas „na oko” za „typową Włoszkę” jest Polką, która opiekuje się znajdującym się w tym miejscu Sanktuarium „Dziewicy Objawienia”. Opowiedziała nam o nim i wskazała gotową trasę drogi krzyżowej…

Codziennie mieliśmy czas na dialog małżeński. Tematy do nich były dokładnie przygotowane, a my… okazało się, że nie wszystkie mamy przepracowane. Musieliśmy znów uczyć się porozumiewania, szukać wspólnego języka. To był czas, gdy dzieci najczęściej spały. Poza tym dzielnie nam towarzyszyły w ciągu całego dnia. Jedynymi momentami, gdy nie mogły być z nami, były dialogi i spotkania w grupach, ale wtedy miały chwilę na własną zabawę i odpoczynek.  

Program rekolekcji był dobrze ułożony i dzięki temu mieliśmy 3-4 godziny czasu wolnego na pizzę, gelato (lody), espresso czy po prostu czas dla rodziny. Wtedy też zwiedziliśmy Koloseum oraz Muzea Watykańskie.

Ostatnim akcentem każdego dnia było statio na następny dzień, czyli omówienie najważniejszych miejsc, w których mamy być i elementów, na które mamy zwrócić szczególną uwagę. Najlepszymi obserwatorami okazały się… nasze dzieci.

Cieszymy się bardzo z udziału w tych rekolekcjach. Oprócz przeżyć duchowych, mogliśmy „dotknąć” podstaw i początków naszej wiary. Doświadczyliśmy żywego Kościoła, jego różnorodności, a jednocześnie jedności. Jest On naszą Matką, tak jak Maryja.

 Jako małżeństwo i rodzina mieliśmy dużo czasu dla siebie. Było nam to bardzo potrzebne, gdyż na co dzień mamy go za mało. Dzieci to również pozytywnie przeżyły. Na nowo zgraliśmy się i doceniliśmy siebie nawzajem.

Maria i Daniel Prajsnarowie z Rzeszowa, 12 lat w Domowym Kościele (rejon Świętej Rodziny)