STULECIE URODZIN KS. FRANCISZKA BLACHNICKIEGO. Apostoł wolności i prawdy

Z księdzem prałatem pułkownikiem WP Władysławem Maciejem Kozickim, proboszczem parafii cywilno-wojskowej pw. Matki Bożej Królowej Polski w Rzeszowie, rozmawiają Agnieszka i Wojciech Trojanowscy

Ksiądz miał możliwość bezpośredniego zetknięcia się z ks. Franciszkiem Blachnickim?

Pan Bóg stawiał na mojej drodze do kapłaństwa różnych ludzi, wspaniałych, życzliwych, a nawet jak się dziś okazało – świętych. Należę do pokolenia urodzonych w latach 60., a więc już po wojnie i ciężkich latach stalinowskich. Urodziłem się w Krakowie, tam kończyłem szkoły, tam uczestniczyłem w nauce religii. Na terenie mojej parafii było kilka punktów katechetycznych. Będąc w piątej klasie chodziłem wraz z grupą rówieśników „na religię” do Księży Pijarów przy ul. Pijarskiej. To tam pod koniec roku mój katecheta zaproponował mojej mamie rodzinny wyjazd na oazę do Krościenka nad Dunajcem, a był to rok 1975.

Wyjazd w tamtym czasie w góry należał do marzeń. Nie można było wtedy tak swobodnie przemieszczać się z miejsca na miejsce jak dziś … Ograniczona ilość autobusów, przepełnienie na dworcach itd. Już nie pamiętam szczegółów podróży, ale utkwiła mi atmosfera tych rekolekcji. Byłem wtedy dzieckiem, miałem wtedy ok. czternastu lat. Po przybyciu do Krościenka zamieszkaliśmy w prywatnej kwaterze przy ul. Jagiellońskiej. Każdego rana wszyscy uczestnicy udawali się na mszę świętą do kaplicy pw. Dobrego Pasterza nad Dunajec. To tam miałem okazję uczestniczyć w liturgii, która była dla mnie nowym doświadczeniem, doświadczeniem wspólnoty miłości, jedności w Duchu Świętym.

Liturgii przewodniczył Ks. Franciszek Blachnicki. Był jednym z wielu kapłanów uczestniczących w rekolekcjach, a zarazem promieniował niezwykłym spokojem, niemal dostojeństwem. Spokojny, nieco ochrypły głos. Charakterystyczne okulary… Czuło się, że ma się do czynienia z osobą niezwykle rozmodloną, skupioną, mądrą i zatroskaną o Kościół
i człowieka. Mógłbym opowiadać długo o liturgii, o atmosferze tych rekolekcyjnych Eucharystii, ale kolejne punkty dnia były również okazją, by spotkać ks. Franciszka.  Przychodził na spotkania modlitewne, na rozważania, które odbywały się małych grupach. Gdy rodzice szli na rozważania nad Pismem Świętym, ja szedłem z grupą rówieśników na swoje zajęcia. Wspólne posiłki i oczywiście na koniec dnia „pogodny wieczór” były okazją, by spotkać ks. Franciszka.

Jak Ojciec Blachnicki był postrzegany jako kapłan, człowiek?

Ks. Franciszek Blachnicki traktowany był przez wszystkich jak ojciec i tak pozostało do dziś, że wielu mówi o nim nie inaczej jak – Ojciec Franciszek. Zawsze pogodny, dyskretny, uśmiechnięty, spokojny, zatroskany o człowieka, o Kościół… Angażował się całym sobą w to, co robił. Był sobą i kapłanem, który wszystko postawił na Jezusa i Maryję. Nie znaliśmy jeszcze wtedy jego przeżyć, jego tragicznych doświadczeń obozowych... Słyszeliśmy, że ma problemy z obecnymi władzami państwowymi, które nie tolerowały jawnego wyznawania wiary, nie pozwalały budować nowych kościołów, kaplic... Wiele rzeczy powstawało pod prąd istniejącej i obowiązującej doktryny – „wszystko dla socjalizmu”.

A czy ksiądz wówczas też zdawał sobie sprawę z aury świętości ks. Franciszka?

Myślę, że nikt z nas nie stawiał sobie takiego pytania: czy ks. Franciszek jest święty? Na pewno był człowiekiem, który chciał nas wszystkich prowadzić do świętości. Był niezwykle odważny. Jego pełne ducha wypowiedzi, pełne atmosfery wolności słowa, budziły nas z letargu. Uświadamiały nam, że można pięknie żyć, że trzeba żyć pięknie, dynamicznie.

Co z tego czasu utknęło księdzu w pamięci najbardziej?

W kontekście przeżywanych lat kłamstwa, jakie otaczało człowieka na co dzień, słowa Ojca Franciszka Blachnickiego były jak powiew świeżego górskiego wiatru. Słowo „odnowa” motywowało nas do zmiany w wielu aspektach życia, i to nie tylko duchowego. Hasłem oazy w roku 1975 były właśnie słowa: „Odnowa w Duchu Świętym”. To one w ustach Ojca Franciszka nabierały szczególnego znaczenia. Zresztą kolejny rok – 1976 – stał się kontynuacją tego tematu: „Jedność w Duchu Świętym”. Przecież wszyscy oczekiwali jakiegoś przebudzenia duchowego, odnowy życia i budowania jedności na prawdzie. Prawda była „towarem” deficytowym. Wszyscy szukali środowiska, w którym mogliby swobodnie wyrażać swoje myśli. Przecież nie mogłem tego robić w szkole, czy na ulicy. To brzmi może dziwnie w dzisiejszych czasach Internetu… Przecież w tamtych czasach – czasach budek telefonicznych, nie zawsze dobrze działających – istniała w mediach tylko jedna „prawda”.

Człowiek był spragniony wolności i Ojciec Franciszek jawił się nam jako apostoł wolności i prawdy. Rysował przed nami nowe horyzonty i odkrywał w nas nowego człowieka. Ja jako młody człowiek uświadamiałem sobie w swojej grupie wiekowej, że jestem dzieckiem Bożym, że mogę odkrywać Boga w pięknie otaczającej przyrody, szukałem z animatorem źródła potoku, by potem świadomie szukać  źródła dobra i piękna, samego Boga. W Szkole Modlitwy, w Namiocie Spotkania odkrywałem, że można z Bogiem rozmawiać tak, jak rozmawia się z kimś bliskim…

Jak tamten okres ma się do dzisiejszego postrzegania księdza Franciszka Blachnickiego jako kandydata na ołtarze?

Po zakończeniu oazy i powrocie do Krakowa, już po kilku miesiącach człowiek marzył o kolejnych rekolekcjach. I tak się stało. Dzieło Ojca Franciszka dawało owoce. Spotykaliśmy się na spotkaniach rodzinnych, w kręgach rodzin, postrzeganych wówczas przez innych jako sekty. Ale wielcy, święci ludzie bywają w swoich czasach nierozumiani. 

Wielkość i świętość Ojca Franciszka nie wypływała z niego samego, ale z jego zawierzenia Maryi. Oddał siebie… i wszystko, Matce Najświętszej – Matce Życia. Chrystus był dla niego Światłem. Jego słowa przemieniły jego życie, pozwoliły mu przetrwać najtrudniejsze chwile w celi śmierci i trudne lata powojenne. Głęboka wiara i modlitwa przygotowały go do realizowania wspaniałego planu, zupełnego oddania siebie przez posługę w ruchu, który założył i który trwa do dziś.

O świętości jego osoby mówią dzieła, jakie pozostawił: kaplica na Kopiej Górce, Namiot Spotkania i wiele innych. O tej świętości mówią nade wszystko słowa, jakie pozostawił: praca naukowa, kazania, które wygłosił, zwłaszcza te rekolekcyjne słowa w różnych miejscach, sytuacjach… Promieniował odwagą i mądrością. Wolność była mu siostrą. Po tylu przeżyciach i doświadczeniach, upokorzeniach, jakie były jego udziałem, uczył, że trzeba być wolnym, wolnym wewnętrznie, wolnym w Chrystusie… Tego ducha wolności wyrażała piosenka roku, jaką wtedy śpiewaliśmy:

W krąg przez cały świat Duch mocą swą wieje,

W krąg przez cały świat, jak rzekł prorok, tak dzieje się!

W krąg przez cały świat kroczy potężna rewolucja,

Boża chwała wznosi się do gwiazd, tak jak szum potężnych wód.

To był autentyczny powiew ducha. To było coś niesamowitego, gdy szliśmy na dzień wspólnoty do Szczawnicy śpiewając słowa o rewolucji ducha, o odnowie człowieka. Zasiewając ducha wolności pytaliśmy innych słowami pieśni: Czy w sercu twym też Duch mocą swą wieje? Ze szkoły słowo rewolucja kojarzyło się tylko z jedną słuszną rewolucją.

Dziś tego nikt nie zrozumie, kto nie przeżył tamtych chwil. Dziś po latach możemy powiedzieć, że Ojciec Franciszek jest apostołem wolności człowieka. Przygotowywał nas do życia ewangelią na co dzień, nie od święta, do miłości trudnej, do miłości nieprzyjaciół. Również z tamtego okresu pochodzi inna pieśń, która płynęła z serca do serc, by zmieniać świat, by budować jedność w Duchu Świętym:

Twój jest świat, twymi braćmi są, ludzie, których dzieli wiele rzek,
Ludzi dzieli ogrom własnych spraw, jak obca rzeka pośród nas.
Chociaż co dzień mijasz znane twarze, oczy wzajem nie poznają się.
Każdy stoi gdzieś na drugim brzegu.


Ref.: Dlaczego nie budujesz mostów, które złączą nas?
Dlaczego nie budujesz mostów, by zjednoczyć świat?
Dlaczego nie budujesz mostów, abyśmy byli jedno, a ziemia była cząstką nieba?

Ja nie oczekuję dowodów na świętość Ojca Franciszka w postaci uzdrowień ciała… On uzdrawiał ducha, uzdrawia nadal ludzi zabłąkanych na drogach życia, ludzi zniewolonych różnymi formami zniewoleń…

Ruch abstynencki nie jest księdzu obcy również poza Ruchem Światło- Życie?

Już wtedy, wracam do czasów rekolekcji oazowych, mówiono wiele o potrzebie abstynencji. Pojawiło się z czasem hasło: „Przez abstynencję wielu do trzeźwości wszystkich” i kolejne dzieło ks. Franciszka Blachnickiego – Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Ten pomysł zaczerpnął z przedwojennego harcerstwa. Nie wszystkim się to dobrze kojarzyło, zwłaszcza ówczesnym władzom państwowym… Słowo abstynencja było wtedy niepopularne, było słowem tabu… Ojciec Franciszek wyniósł je na sztandary wolności człowieka. Zniewolenie w narodzie było ogromne. Nadal obowiązywała doktryna z czasów wojny, gdy za wszystko płacono alkoholem oczekując efektów – głupim narodem dobrze się rządzi. Alkohol był wszechobecny i mógł wtedy konkurować jedynie z octem i musztardą.

Ojciec Franciszek pokazywał, że warto być trzeźwym, trzeba być trzeźwym, trzeba mieć jasny umysł, by być w pełni człowiekiem i uczniem Chrystusa, by odkryć na nowo swoją godność Dziecka Bożego i godność człowieka, że trzeba budować lepszy świat…

Czy, księdza zdaniem, Krucjata Wyzwolenia Człowieka przetrwa w XXI wieku jako wyzwanie dla przyszłych pokoleń?

Nie wiem, czy krucjata przetrwa, ale z pewnością jest wyzwaniem dla obecnego pokolenia. Jak się mówi popularnie, ale to prawda – diabeł nie śpi… Dziś mamy nowe uzależnienia. Żyjemy niby w epoce wolności, niezależności, rozumianej opacznie, jako wolność od czegoś, totalna samowola – rób co chcesz… Bez refleksji, bez odpowiedzialności… Trzeba jednak pamiętać, że wolność to cenny dar Boga, wolność jest dana i zadana człowiekowi. I jak nauczał święty nasz rodak Jan Paweł II: „Wolność wymaga wielkoduszności i gotowości do ofiar, wymaga czujności i odwagi”.

Dziś sytuacja jest jeśli nie gorsza niż dawniej, to można powiedzieć – zupełnie inna, nowa… Diabeł jest istotą inteligentną, posługuje się nawet Pismem Świętym (przypomnijmy sobie scenę kuszenia Jezusa), a dziś posługuje się … Internetem, mediami społecznościowymi. Czy ktoś zastanawia się nad tym, co czyta? Czy ktoś zadaje sobie pytanie: gdzie jest prawda? Jak żyć? Jak kochać? Jak służyć?

Przed Krucjatą Wyzwolenia Człowieka stoi dziś o wiele więcej wyzwań niż w momencie jej powstania. Dziś człowiek jest atakowany obrazami, które niszczą jego równowagę ducha, czystość serca, intencji, atakowany jest brutalnymi emocjami, które niszczą jego relacje
z innymi ludźmi… Potrzeby ciała stają się ważniejsze od potrzeb intelektualnych, rozwoju duchowego itd.

Co by ksiądz powiedział ks. Franciszkowi, gdyby ksiądz dziś Go spotkał?

Dziękuję ci, Ojcze Franciszku, że stanąłeś na mojej drodze życia, że umocniłeś mnie na drodze do kapłaństwa, że pokazałeś mi, że można być abstynentem, bo to człowieka wyzwala, daje mu poczucie własnej wolności i godności, że trzeba być trzeźwym i roztropnym pośród ofert „tego świata”. Dziękuję ci, bo ciągle motywujesz mnie do tego, by być wolnym w Chrystusie, że tylko Chrystus mnie uwalnia z moich grzechów i słabości, że prawdziwa miłość usuwa lęk i ta prawda pozwala mi wciąż służyć pośród moich braci i sióstr – żołnierzy, pozwalała mi podejmować nowe zadania i posługę na misjach wojskowych w Kosowie i w Afganistanie…

Dziękuję ci, Ojcze Franciszku, za lata posługi w harcerstwie, bo byłeś i jesteś dla mnie wzorem budowania wspólnoty, szukania tego, co dobre i piękne, odkrywania piękna
w człowieku, pomimo jego grzeszności i słabości. Ty uczyłeś, że nie wolno się w życiu poddawać, że trzeba każdego dnia z różańcem ręku odkrywać nowe drogi służby Bogu
i ludziom.

Co chciałby ksiądz przekazać czytelnikom tego wywiadu?

Mogę powtórzyć słowa św. Jana Pawła II, który towarzyszył Ojcu Franciszkowi Blachnickiemu i wspierał jego dzieła: „Nie ma wolności bez miłości”. Bogu dziękujmy za wspaniałych ludzi, ale oni są jak dawni prorocy, których należało słuchać i ich słowa wypełniać. I tak jest do dziś. Nie tylko podziwiajmy osobę Ojca Franciszka, ale starajmy się kontynuować jego dzieła. Nie zabraknie wtedy powołań kapłańskich i zakonnych, nie zabraknie ludzi z pasją służących Bogu, ludziom i Ojczyźnie.

Warto podkreślić, że Ojciec Franciszek był głębokim patriotą. Prześladowany przez niemieckiego okupanta, przez powojenne władze PRL-u, nie dał się złamać… On, więzień Auschwitz i innych miejsc kaźni, potrafił nie tylko zachować własną godność, ale motywował nas i nadal nas wspiera duchowo do rzeczy trudnych, do pokonywania swoich słabości,
do miłości ofiarnej. Tego oczekuje od nas Bóg i Ojczyzna. Nie dajmy się zniewolić złu, ale zło dobrem zwyciężajmy. Pokój buduje się przede wszystkim w sercu swoim i drugiego człowieka. To mogę dziś powiedzieć po wielu latach służby w Wojsku Polskim w Polsce i w różnych zakątkach świata. Sługo Boży Franciszku, wspieraj nas na naszych życiowych drogach…

 

Kochani, zachęcamy Was do podzielenia się swoim świadectwem – co zawdzięczacie ks. Franciszkowi Blachnickiemu? W czym upatrujecie Jego wielkość i świętość?