Konferencja i homilia ks. Nikodema Rybczyka wygłoszone w Tarnowcu podczas Dnia Wspólnoty

Powszechność Kościoła

          Na samym początku, zanim zechcemy przybliżyć sobie nieco prawdę
o powszechności Kościoła i odniesieniu tej prawdy do naszego codziennego życia, trzeba nam pokrótce pochylić się nad kluczowym zagadnieniem – nad istotą Kościoła. Trzeba nam odpowiedzieć sobie na pytanie: czym tak naprawdę jest Kościół. Wydaje się to być konieczne do łatwiejszego i właściwego zrozumienia wszystkiego, co z Kościołem jest związane. Nie da się bowiem mówić czy rozważać o Kościele, ostatecznie nie wiedząc czym On jest.

          Wierzę w Kościół

          Niestety, dzisiejszy sposób myślenia tych, którzy często obecni są w życiu publicznym, a których poglądy tak bardzo kształtują opinię wielu słuchających ich ludzi, w sposób całkowicie wypaczony ukazują nam prawdę o Kościele. Największym niebezpieczeństwem, jakie grozi Kościołowi i jego członkom, jest spojrzenie na niego wyłącznie w kategoriach ludzkich. Dzisiejszy świat Kościół traktuje jako czysto ludzką instytucję. Instytucję, w której na pierwszy plan wysuwa się administracja, biurokracja i oczywiście nieogarnione bogactwo.
W umysłach tak wielu ludzi Kościół to papież i wszyscy w sutannach, którzy dorabiają się na swoich wiernych. Dla świata Kościół, to siedlisko wszelkiego rodzaju zła, poczynając od moralnej postawy duchownych, aż po zacofane
i niezgodne z duchem czasu spojrzenie papieża i biskupów na niektóre moralne postawy obecne w życiu. Fakt ten smuci tym bardziej, że ów sposób myślenia obecny jest także, a może przede wszystkim wśród ludzi, którzy uznają się za chrześcijan, którzy sami są członkami tegoż Kościoła, a którzy nie potrafią
o nim powiedzieć nic dobrego, widzą samo zło. Spokojnie mówią wszystko, co złe o Kościele, mówiąc przez to źle o sobie samych.   

          W ostatnich latach coraz powszechniej można zaobserwować dziwne zjawisko. Ów paradoks, wynikający z całkowitego niezrozumienia istoty Kościoła, który głosi: Bóg tak, Kościół nie, zaczął przeradzać się w jeszcze bardziej szokujące twierdzenie: Kościół tak, ale Bóg nie. Jako chrześcijanie stajemy w obliczu coraz to nowych i wręcz niespotykanych do tej pory sytuacji. Dziś bowiem, choć nie brakuje tych, którym Kościół w ogóle nie jest potrzebny do ich spotkania z Bogiem, tak wielu ludzi przyjmuje całkiem niezrozumiałą postawę - potrzebuje Kościoła, potrzebuje księdza, potrzebuje ceremonii, najlepiej w najpiękniejszym kościele, ale wcale nie potrzebuje Pana Boga. Bo jakby to wyglądało bez chrztu z pięcioma kamerami? Bo jakby to wyglądało, żeby dziecko nie poszło w galowym stroju do Komunii, wraz z kolegami
i koleżankami z klasy? Bo jakiż to ślub bez księdza, organów i pięknej świątyni? I wreszcie pogrzeb – obowiązkowo w kościele i najlepiej z laudacją na cześć zmarłego wygłoszoną z ambony. Ale oczywiście wszystko to bez Boga. Kościół – jak najbardziej, ale Bóg absolutnie nie.

Tymczasem nie ma innej tajemnicy Kościoła, niż Chrystus – mówił św. Augustyn. Nierozerwalnym jest zjednoczenie Kościoła i Chrystusa. Doskonale pamiętamy słowa Pana Jezusa skierowane do Szawła, który zmierzał do Damaszku, aby uwięzić i przeznaczyć na śmierć chrześcijan: Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz? Kim jesteś, Panie? Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz (Dz 9, 4-5). Pan Jezus nie mówi: dlaczego prześladujesz moich wyznawców; pyta: dlaczego Mnie prześladujesz? Nie da się rozłączyć Boga od Kościoła, bo istotą Kościoła jest to, że jest on właśnie Boży, że sam Bóg jest
w nim prawdziwie obecny. Kościół zanim jest instytucją ludzką, jest Ludem Bożym.

Na przestrzeni dwu tysiącletniej historii Kościoła nikt nie wypracował kompletnej definicji Kościoła. Kościół bowiem jest rzeczywistością tak bogatą, że niemożliwym byłoby ująć go w jakąkolwiek definicję. Polski wyraz kościół nawiązuje do łacińskiego castellum – zamek, co w ogóle nie oddaje natury Kościoła, a jedynie podkreśla, że w przeszłości kościoły, jako budynki, pełniły też funkcje obronne. Grecki wyraz ekklesia, od którego pochodzi łacińskie ecclesia, jest tłumaczeniem hebrajskiego słowa kahal, oznaczającego zwołanie lub zebrane zgromadzenie. Wyraz ekkesia – kościół, może zatem posiadać sens czynny i wtedy znaczy zwołanie oraz sens bierny, kiedy określa zwołane zgromadzenie. Obydwa te rozumienia wzajemnie się uzupełniają i obecne są
w nauczaniu Ojców Kościoła, którzy wymownie stwierdzają, że Kościół zwołuje ludzi do siebie oraz że Kościół to bratnia wspólnota ludzi już zwołanych. Jesteśmy więc zwołanym zgromadzeniem – wspólnotą.

Warto w tym miejscu przywołać to wspaniałe określenie Kościoła jako Matki – Kościół Matka nasza. Choć w języku polskim dziwnym wydaje się być to określenie, chociażby z tego powodu, że sam wyraz kościół jest rodzaju męskiego i z natury swej nie łączy się ze słowem matka, to jednak w grece
i łacinie żeński rodzaj słowa kościół: ta Ekklesia wymownie podkreśla matczyną rolę kościoła, który jak matka, rodzi nowe dzieci Boże; wszak to właśnie
w Kościele stajemy się dziećmi Bożymi (przez sakrament chrztu; w sakramencie pokuty wracamy zaś jak dzieci marnotrawne).

          Choć nie wypracowano jednej kompletnej definicji Kościoła, te jednak śmiało można stwierdzić, że w konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium Soboru Watykańskiego II odnaleźć możemy wspaniałe Jego określenie. Czytamy: Kościół jest w Chrystusie jakby sakramentem, czyli znakiem
i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego.
Kościół jest więc miejscem, w którym człowiek nie tylko spotyka się, ale jednoczy się z samym Bogiem i z innymi ludźmi. Prawdę tą odkrywamy też w pierwszych słowach modlitwy Pańskiej codziennie przez nas odmawianej, w której to wyraz Ojcze ukazuje nasze ukierunkowanie na Boga – podkreśla, że jesteśmy Jego dziećmi, a wyraz nasz: ojcze nasz –ukierunkowuje nas na drugiego człowieka – przypomina, że wszyscy jesteśmy braćmi
i siostrami. Kościół, jako wielka rodzina dzieci Bożych, jest więc przede wszystkim rzeczywistością Bosko-ludzką, jest miejscem zjednoczenia się człowieka z Bogiem i z drugim człowiekiem. Swój początek Kościół ma
w samym Bogu. I to przede wszystkim my, jako dzieci Boże, członkowie Kościoła, zawsze musimy Kościół właściwie rozumieć. Musimy rozumieć, że Kościół stanowimy my sami, i że gdy źle mówimy o Kościele, mówimy źle
o sobie samych oraz, że gdy pozwalamy, aby źle mówiono o Kościele, pozwalamy, aby źle mówiono o nas  samych. Musimy rozumieć, że dla Boga tak samo ukochanym dzieckiem jest papież, jak i niewykształcona i samotna kobieta z podkarpackiej wioski.

          Wierzę w Kościół powszechny

          Od IV wieku chrześcijanie wyznają wiarę w Kościół jeden, święty, powszechny i apostolski. Te cztery określenia nie są zwykłymi określeniami, zwykłymi przymiotnikami, ale są bardzo konkretną formą ukazania natury Kościoła. I znów, gdy spojrzymy na rzeczywistość Kościoła tylko po ludzku, jak to robi świat, stwierdzimy, że te cztery powyższe przymioty wcale do Kościoła nie pasują – bo ani on święty, ani jeden, ani powszechny, ani apostolski… Tymczasem sam Kościół świadom jest, że tych czterech przymiotów nie posiada sam z siebie, ale że stanowią one nadprzyrodzone uposażenie, że w samym Bogu mają swoje źródło i właśnie dlatego, że Bóg jest w Kościele prawdziwie obecny, są one i zawsze pozostaną prawdziwie Jemu przysługujące: jedyność, świętość, powszechność i apostolskość.  

Kościół jest powszechny – wyznajemy tę prawdę co niedzielę w czasie Mszy Świętej. Kiedy sięgniemy do oryginalnego greckiego tekstu wyznania wiary – do tzw. Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego, które pochodzi
z Soborów w Nicei i Konstantynopolu z IV wieku, zauważymy, że powszechność Kościoła została ujęta greckim słowem katholiken, które później liturgia przejęła w łacińskim Ecclesia catholica – Kościół katolicki, czyli Kościół powszechny. Oczywiście zachodzi tu niebezpieczeństwo błędnego rozumowania, że Kościół powszechny, czyli, jak wynika z tekstu, katolicki, utożsamia się wyznaniem rzymskokatolickim. W wyrażeniu tym nie chodzi bowiem o żadne wyznanie chrześcijańskie – gdy powstawało Credo nie było jeszcze podziały na wyznanie katolickie i prawosławne, ale określając Kościół jako katolicki mamy na myśli Kościół jako taki, Kościół w ogóle, czyli owo miejsce zjednoczenia się człowieka z Bogiem i innymi ludźmi. I jako taki, Kościół jest powszechny, czyli z greckiego: katolicki.

Jak każde wyrażenie w wyznaniu wiary, także i to niesie za sobą niezwykle głęboką treść teologiczną, której pewnie na co dzień nie dostrzegamy i nie zgłębiamy. Powszechny, to inaczej całościowy, uniwersalny. Przez powszechność Kościoła rozumie się zatem jego całkowitość i uniwersalność – zupełność. Oczywiście te określenia niewiele nam wyjaśniają… Potocznie mówiąc o powszechności Kościoła mamy na myśli przede wszystkim jej wymiar zewnętrzny. Mówimy, że Kościół jest powszechny, bo obejmuje cały świat, bo każdy człowiek może zostać jego członkiem. Tymczasem powszechność Kościoła odnosi się także, a może właśnie w pierwszej kolejności, do wymiaru wewnętrznego. Kościół jest powszechny, czyli całościowy sam w sobie, jest powszechny wewnątrz.

Kościół jest powszechny od wewnątrz. Jest powszechny sam w sobie
z dwóch powodów. Po pierwsze przez stałą obecność w nim Jezusa Chrystusa – zgodnie z obietnicą: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Już św. Ignacy Antiocheński w I wieku pisał: Tam, gdzie jest Jezus Chrystus, tam jest i Kościół powszechny. O powszechności Kościoła decyduje obecność w nim Pana Jezusa. Jezus Chrystus jest największym skarbem Kościoła. Kościół więc mając Pana Jezusa niczego więcej nie potrzebuje – jest cały, czyli powszechny. Jedną z najpiękniejszych koncepcji Kościoła, obok koncepcji Kościoła jako Ludu Bożego, jest koncepcja jaką dostrzegamy w Listach św. Pawła Apostoła, gdzie Kościół porównuje on do Ciała Chrystusa – Kościół, to Mistyczne Ciało Chrystusa. Chrystus jest Głową,
a każdy wierzący jedynym, niezastąpionym członkiem. Kościół jest powszechny, bo jest w nim obecny sam Jezus Chrystus. W Kościele nigdy niczego nie będzie brakować, bo Bóg jest w Nim. To właśnie Chrystus, który jest Głową swego ciała – Kościoła sprawia, że jest on powszechny, czyli całościowy. A ponieważ Jezus Chrystus, jako prawdziwy Bóg, ogarnia wszystko, dlatego też Kościół również jest wszechogarniający, nawet jeśli
w jakimś miejscu gromadzi się zaledwie mała trzódka wiernych - sam Pan jest pośród nich. Po drugie, Kościół jest powszechny wewnętrznie, czyli całościowy sam w sobie, ponieważ posiada od Chrystusa całość środków, albo inaczej mówiąc wszystkie środki prowadzące do zbawienia: a więc wiarę i sakramenty. Do zbawienia człowiek potrzebuje w pierwszej kolejności wiary, a później  sakramentów. W myśl słów: Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony, kto nie uwierzy będzie potępiony (Mk 16, 15-16),

Z powszechności wewnętrznej Kościoła wynika jego powszechność zewnętrzna. Kościół jest powszechny zewnętrznie w dwóch wymiarach. Po pierwsze: Kościół jest powszechny, całościowy, bo został posłany przez Chrystusa do całego rodzaju ludzkiego, czyli do wszystkich ludzi. Idźcie więc
i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego (Mt 28, 19)
lub w innym tłumaczeniu: Idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody. Chrystus, który cierpiał i umarł za każdego człowieka, bez wyjątku, pragnie, aby każdy człowiek mógł mieć udział w Jego zwycięstwie nad grzechem i śmiercią – a to, z woli samego Chrystusa, dokonuje się wyłącznie
w Kościele – właśnie przez wiarę i sakramenty, które, jak już mówiliśmy świadczą o powszechności wewnętrznej. Po drugie: Kościół jest powszechny, ponieważ, jako jedyny, przekracza granice czasu i przestrzeni – a czyni to przez niczym nieograniczony zasięg zbawczego działania zmartwychwstałego Pana
i obecności Ducha Świętego. Przypominają nam o tym dwa starożytne twierdzenia: Ubi Christus – ibi Ecclesia – tam gdzie Chrystus, tam i Kościół oraz Ubi Spiritus – ibi Ecclesia – tam gdzie Duch Święty, tam Kościół. Moc Pana Jezusa obecna w Kościele dotrze do każdego człowieka – w każdym miejscu i w każdym czasie.

Poza Kościołem nie ma zbawienia

Z punktu widzenia wiary absolutnie pewnym jest, że zbawienie pochodzi wyłącznie od Chrystusa. Ewangelia o Zwiastowaniu wyraźnie mówi, że Jezus zbawi swój lud od jego grzechów. A jak wiemy z innych miejsc Biblii, wszelkie cierpienie jest konsekwencją właśnie grzechu. Zbawienie więc, czyli wyswobodzenie człowieka od wszystkiego, co odbiera mu szczęście – od bólu, od cierpienia, od chorób, od biedy, od gniewu, od złości, od niezrozumienia, od samotności, od nieprzyjaźni i wreszcie od śmierci ma swoje źródło w Jezusie Chrystusie – w Jego dziele zbawienia: Wcieleniu, śmierci i zmartwychwstaniu. Jeśli więc zbawienie pochodzi tylko od Chrystusa, a Chrystus zechciał być obecny w Kościele i działać w Kościele, co więcej – utożsamia się z Kościołem, dochodzimy do pytania, które może jawić się, jako jedno z najbardziej niewygodnych dla dzisiejszego świata: Czy poza Kościołem można się zbawić?

Extra Ecclesiam nulla salus. To wypowiedziane przez św. Cyryla Kartagińskiego, i wielu innych Ojców Kościoła, ponad tysiąc sześćset lat temu zdanie, jak żadne inne, nie było i nie jest nadal przedmiotem tak licznych dyskusji i prób interpretacji. Twierdzenie to dotyka bowiem samego sedna chrześcijańskiej wiary. Ukazuje ono Kościół, jako, moglibyśmy rzec, historyczny, konkretny przekaźnik zbawienia dla wszystkich i dla każdego. Gdyby bowiem owo zdanie nie było prawdziwe, nie byłoby koniecznym trwać w Kościele, każdy mógłby się zbawić w jakikolwiek sposób. Z drugiej jednak strony, czy koniecznym jest bycie członkiem Kościoła, aby osiągnąć niebo?
A co z tymi, którzy o Chrystusie nigdy nie słyszeli, albo, co gorsze, odstąpili od wiary, bo ze strony innych wiernych zostali zranieni czy skrzywdzeni? A gdzie Boże miłosierdzie?  

Oczywiście – prawdziwym jest cyprianowe twierdzenie. Nikt i nigdy nie może zbawić się poza Kościołem Jezusa Chrystusa. Zbawienie za darmo wyjednał człowiekowi Chrystus przez swoją niesprawiedliwą, niezawinioną śmierć; owoce zaś swej zbawczej męki i zmartwychwstania powierzył Kościołowi, by ten, każdemu kto tylko pragnie, ich mu udzielał. Formułę: Poza Kościołem nie ma zbawienia, św. Cyprian ubogacił przepięknym, pełnym miłości do Kościoła, stwierdzeniem: Nikt nie może mieć Boga za Ojca, jeśli nie ma Kościoła za Matkę. Do zbawienia wiara w Boga jest konieczna. Ale nigdy nie będzie to prawdziwa wiara w Boga, jeśli równocześnie nie będzie wierzyła w Kościół. Nie można wierzyć w Boga i nie wierzyć w Kościół; tak samo, jak dziecko nie może wierzyć w ojca i równocześnie nie wierzyć w swoją matkę. Dziecku potrzebny jest ojciec i matka. Do zbawienia więc potrzebne jest trwanie w Kościele. Jedyne pytanie, jakie się rodzi, to: kto tak naprawdę jest członkiem Kościoła? Czy członkiem Kościoła jest tylko ten, kto formalnie w nim trwa? Jak więc trzeba nam rozumieć: Extra Ecclesiam nulla salus?

Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, musimy wcześniej poznać kontekst owych znamiennych słów św. Cypriana. Otóż te niezwykle mocne słowa o niemożliwości zbawienia poza Kościołem zostały wypowiedziane
w czasie, kiedy starożytną wspólnotę Kościoła nękały ciągle mnożące się błędne spojrzenia na wiarę, czyli herezje. Coraz więcej chrześcijan, pod wpływem różnych znaczniejszych osób, odchodziło od prawowiernej nauki i nie tylko stawali się heretykami, ale tworząc odrębne wspólnoty religijne, stawali się schizmatykami – odłączali się od swojego biskupa czy nawet występowali przeciwko samemu papieżowi. Ówcześni biskupi, zatroskani zarówno
o Kościół, jak i o samych chrześcijan, którzy odłączali się od Kościoła, robili wszystko, co mogli, aby ich od odstąpienia powstrzymać. I to właśnie wtedy,
w tak mocnych słowach zwrócił się do nich św. Cyprian – biskup Kartaginy; zatroskany o ich dusze, wołał: Poza Kościołem nie ma zbawienia. Stwierdzenie to więc było skierowane jako przestroga przede wszystkim do samych chrześcijan, w których sercach mogło rodzić się pragnienie odejścia od prawowiernej nauki. Później, w kolejnych latach i wiekach zaczęto wykorzystywać to zawołanie, także w stosunku do wyznawców innych religii, którzy formalnie nie byli członkami Kościoła. Niemniej jednak słowa św. Cypriana niosą w sobie prawdę – tylko Chrystus zbawia; a Chrystus jest obecny i prawdziwie działa i zbawia w Kościele.

Pytamy się więc dziś, czy aby się zbawić konieczne jest być formalnym członkiem Kościoła? A może chodzi o coś innego? Sobór Watykański II
w sposób jasny, ale i bardzo nowatorski uczy, jak należy rozumieć Kościół Jezusa Chrystusa; mówi też kto do tego Kościoła należy. Tak zaczyna: Do katolickiej jedności Ludu Bożego (…) powołani są wszyscy ludzie i w różny sposób do niej należą lub są do niej przyporządkowani, zarówno wierni katolicy, jak inni wierzący w Chrystusa, jak wreszcie wszyscy w ogóle ludzie z łaski Bożej powołani do zbawienia. Sobór więc, wcale nie negując twierdzenia, że poza Kościołem nie ma zbawienia, ukazuje nam całkiem nowe rozumienie Kościoła. Maluje przed nami jakby kolejne kręgi przynależności do Kościoła. Uczy, że każdy człowiek w pewien sposób może być członkiem Kościoła, każdy, bo dla każdego człowieka Syn Boży stał się człowiekiem, za każdego umarł na krzyżu i dla każdego zmartwychwstał. Oczywiście, Sobór bardzo wyraźnie mówi
o dwóch kategoriach bycia w Chrystusowym Kościele. Mówi o przynależności –niektórzy z ludzi przynależą do Kościoła, oraz mówi o przyporządkowaniu – niektórzy ludzie są do Kościoła przyporządkowani, co może wskazywać na to, że nawet o tym nie wiedzą, a w jakiś sposób są złączeni z Chrystusem przez Jego Kościół.

I tak: do Kościoła Jezusa Chrystusa, czyli do Kościoła, w którym można osiągnąć zbawienie, należą w pełni ci, którzy: po pierwsze: mają w sobie Ducha Jezusa Chrystusa, po drugie: przyjmują całą strukturę Kościoła (czyli papieża
i biskupów) oraz po trzecie: przyjmują wszystkie ustanowione w nim środki zbawienia, czyli sakramenty – tymi ludźmi, jak łatwo możemy wywnioskować, są członkowie Kościoła katolickiego. Oni przez chrzest mają w sobie Ducha Chrystusowego, oni przyjmują wszystkie siedem sakramentów i im na ziemi przewodzi papież.

Jakby w drugim kręgu, do Kościoła Jezusa Chrystusa należą ci, którzy noszą zaszczytne imię chrześcijan, czyli zostali ochrzczeni w imię Trójcy Świętej i wyznają Jezusa Chrystusa, jako wcielonego Syna Bożego. W tym miejscu Sobór ma na myśli chrześcijan nie katolików: prawosławnych, protestantów. Oni choć należą do Kościoła, nie należą do niego w pełni, gdyż albo nie uznają jego widzialnej głowy – papieża, albo nie przyjmują wszystkich sakramentów.

Pozostali ludzie, jak uczy Sobór, również w pewien sposób złączeni są
z Kościołem Jezusa Chrystusa; choć do niego należą, to są do niego przyporządkowani. Wśród tych wszystkich przyporządkowanych do Kościoła na pierwsze miejsce wysuwają się wyznawcy Boga Jahwe, czyli żydzi. Naród ten jest ciągle narodem wybranym przez Boga i to on właśnie otrzymał przymierze
i obietnice od Boga. Z niego tez narodził się Jezus Chrystus – według ciała. To jakby trzeci krąg – ludzie przyporządkowani do Kościoła.

Do Kościoła są także przyporządkowani ci, którzy uznają jednego Boga Stworzyciela. Wśród nich przede wszystkim należy wymienić muzułmanów. Sobór wyraźnie naucza, że nie wolno odmawiać możliwości zbawienia tym, którzy tu na ziemi uznają się za wyznawców Jedynego Boga. Choć należy zawsze pamiętać, że ich zbawienie również i tylko dokonuje się dzięki Jezusowi Chrystusowi i Kościołowi, do którego w pewien sposób i oni są przyporządkowani.

Ale to nie koniec. Sobór idzie jeszcze dalej i uczy, że z Kościołem Jezusa Chrystusa w pewien sposób złączeni są także i ci, którzy nawet nie słyszeli
o Jezusie, a szczerym sercem szukają Boga. A nawet ci, którzy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a którzy prowadzą uczciwe życie – oni też mogą osiągnąć zbawienie. Ciągle więc w mocy pozostaje cyprianowe: Poza Kościołem nie ma zbawienia, jednakże, i tu jest owe novum, mówiąc
o Kościele nie mamy na myśli wyłącznie wiernych Kościoła katolickiego.

Oczywiście, to przedstawienie Kościoła, choć pełne nadziei dla każdego człowieka, może być też źle odczytane. Wcale bowiem nie chodzi w nim o to, by stwierdzić, że tak naprawdę nie trzeba być członkiem Kościoła katolickiego, aby się zbawić. Owszem, prawdą jest, że do Kościoła może być przyporządkowany i ten, który nawet nie doszedł w swym sercu do poznania Boga lub w ogóle nie słyszał o Ewangelii, to jednak Sobór wyraźnie stwierdza, że Kościół Jezusa Chrystusa, wyłącznie w którym człowiek może osiągnąć zbawienie, w stu procentach tkwi, czy inaczej mówiąc: trwa, tylko w Kościele katolickim. To znaczy, że ten, kto jest członkiem Kościoła katolickiego, jeśli sam nie odrzuci Boga, może być pewny, że jest na drodze wiodącej do zbawienia. wszyscy inni ludzie, jak mówi Sobór, choć mają możliwość zbawienia, to jednak ni mówi o pewności zbawienia.

Sobór jednak napomina, że nigdy nie mógłby być zbawiony ani ten, kto dobrze wiedząc, że Kościół katolicki został założony przez Boga za pośrednictwem Jezusa Chrystusa jako konieczny, równocześnie nie chciałby
w nim wytrwać lub do niego wstąpić, ani ten, który pozostaje w Kościele katolickim ciałem, ale nie sercem. Ci więc nie tylko nie dostąpią zbawienia, ale jeszcze surowiej będą osądzeni.

Misje Kościoła

Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy – prawdy o Nim. A to zbawienie i poznanie prawdy nie dokonuje się inaczej, jak przez przyjęcie Tego, który sam jest zbawieniem i prawdą – Jezusa Chrystusa. On sam mówi do nas: Ja jestem drogą i prawdą i życiem (J 14, 6). Jednak, aby do każdego człowieka dotarła dobra nowina o Jezusie Chrystusie, konieczne jest jej głoszenie. Kościół, ponieważ z natury swej jest powszechny, z natury swej jest i misyjny. Obowiązek głoszenia Chrystusa innym niejako ciąży na każdym jego uczniu.

I choć Bóg tylko sobie znanymi drogami mógłby doprowadzić ludzi nie znających Ewangelii do wiary, bez której, jak przypomina List do Hebrajczyków, nie można podobać się Bogu (Hbr 11, 6), to jednak na członkach Kościoła zawsze ciąży obowiązek, a zarazem święte prawo ewangelizowania wszystkich ludzi. I tu jawi się nam jakby wymóg i konsekwencja powszechności Kościoła – misje, nakaz misyjny.

 

Oczywiście mówiąc „misje”, w potocznej mowie, mamy na myśli działalność ewangelizacyjną na krańcach świata, gdzie ludzie nigdy o Jezusie nie słyszeli; z natury rzeczy nie wszyscy członkowie Kościoła będą misjonarzami w tym znaczeniu. Jednakże misjonarzem, czyli człowiekiem odpowiedzialnym za głoszenie Ewangelii, powinien być każdy ochrzczony. Nie wolno nam zapominać, że i wśród nas również wielu ludzi potrzebuje rechrystianizacji, powiedzielibyśmy – nowego głoszenia Ewangelii, co niejednokrotnie może okazać się o wiele trudniejsze niż głoszenie Chrystusa poganom. Ludzie bowiem, którzy sami odeszli od Chrystusa, wymagają szczególnej pomocy i zatroskania ze strony wszystkich chrześcijan. Zarówno misja głoszenia Ewangelii ludziom, którzy jej nigdy nie słyszeli, jak i tym którzy żyli według niej, ale od niej odstąpili, wymaga wielkiej cierpliwości
i pokory.

Dziś Kościół wzywa nas do nieustannego apostołowania, ale apostołowania nie innego, jak tylko na drodze autentycznego osobistego świadectwa wiary. Tylko bowiem autentyczne świadectwo ma moc wpłynąć na postawę drugiego człowieka. Ojciec Święty Paweł VI mówił: Dziś świat nie potrzebuje nauczycieli wiary, ale świadków. Nauczycieli natomiast o tyle, o ile są świadkami. Dziś świat musi widzieć, że Kościół jest miejscem, w którym dzieje się dobro. A to ile dobra będzie się w nim działo zależy od każdego z nas.