Duchowe życie gitarzystów

Nie jest łatwo skupić się na Eucharystii, gdy się jest muzycznym. Poznajmy kulisy tej niezwykłej posługi.

Posługa animatora muzycznego zawsze była dla mnie niemałą przeszkodą w przeżywaniu rekolekcji, bez względu na to, czy były to rekolekcje piętnastodniowe na wakacjach czy weekendowe w roku szkolnym. Każda Eucharystia czy inny punkt programu, wymagający dopilnowania, by śpiew był wykonany godnie i estetycznie (co z różnych powodów rzadko kończyło się sukcesem), całkiem zamykał mnie na odpowiednie przygotowanie się i wewnętrzne skupienie. Tłumaczyłem to sobie zbyt małym doświadczeniem w posłudze i zwykle niedokładnym wcześniejszym przygotowaniem. Miałem nadzieję, że z czasem przywyknę i przestanę popełniać te same błędy.

Na posługę w tegoroczne wakacje pojechałem właśnie z takim podejściem: zrobić swoje, pomóc jak najlepiej przeżyć rekolekcje uczestnikom, a potem ewentualnie pojechać na inne, jako uczestnik, by nie zgubić własnej formacji. Od pierwszego dnia do samego końca było ciężko, wiele rzeczy, pomysłów, rozwiązań po prostu nie działało, a większość czasu wolnego spędzałem przygotowując się do kolejnego dnia. Przestałem się praktycznie modlić, nie chodziłem na namioty spotkania, a każda następna Liturgia była zwyczajnie stresującym obowiązkiem, wnoszącym tylko irytację i często złość na siebie i uczestników. Przychodziło mi do głowy wiele myśli: że tak to nie powinno wyglądać, że coś robię nie tak, skoro jestem coraz dalej od Boga. Uważałem wtedy, że błędem a nawet grzechem było podjęcie posługi, której nie potrafię ogarnąć oraz, że już lepiej żebym ja wziął na siebie pełnienie tej funkcji, skoro ma ona przynosić złe owoce.

Z czasem jednak, jak wierzę, Bóg bardzo delikatnie zaczął mnie uczyć, jak nabrać dystansu to tego wszystkiego, pokazując mi różne rzeczy. Jeszcze w trakcie rekolekcji dostałem wiele dobrych myśli, które zaczęły owocować dużo później, po powrocie do domu. Zrozumiałem, że moja praca to swego rodzaju ofiara, której dobre owoce nie są dla mnie, a dla innych i kiedyś, dzięki łasce, może będzie mi dane je zobaczyć. W trakcie rekolekcji, dzięki temu, że nie domagałem i nie radziłem sobie, wiele osób mogło mi okazać dobro i wsparcie. Każda porażka uczyła zawierzenia i miłości do samego siebie. Echem powracało słowo, że tyle ile mam, wystarczy i choć teraz tego nie rozumiem, nie znalazłem się tam przypadkiem.

Czuję też i głęboko wierzę, że Jezus był szczególnie blisko właśnie podczas tego „duchowego odrętwienia”, obdarowując mnie ogromem miłosierdzia. Ufam, że zostałem bardzo ubogacony tą posługą i dobry Bóg będzie mnie ubogacał coraz bardziej! Gdy teraz, po czasie, patrzę na tak wiele dobra, które dzieje się wokół mnie, czuję, że Stwórca nie pozostaje dłużny wobec nawet najmniej doskonałej ofiary.