DSA czyli – Doceń Siebie Animatorze!

Tegoroczne powakacyjne Dni Skupienia Animatorów mogły okazać się dla wielu z nas przełomowe. Obok konkretnych postanowień i powrotu do korzeni Ruchu padła z pozoru prosta propozycja: doceńmy w końcu to, co mamy. Ucieszmy się Ruchem w naszej diecezji. Kochani moderatorzy, animatorzy i uczestnicy, najwyższy czas, by ucieszyć się sobą!

Kilka dni temu zgromadziliśmy się na obradach podsumowujących oraz planujących naszą pracę formacyjną. Tym razem zdecydowaliśmy się z tej okazji pojechać w góry i trochę ze sobą pobyć. Tym sposobem spędziliśmy weekend w klimatycznej Chochołowskiej szkole.

Obrady okazały naprawdę długie i… tak, męczące. Myślę jednak, że przetarły one w końcu szlaki dla nowej ścieżki w naszych  (przepraszam, jeśli nadużywam słowa „my”) oazowych przyzwyczajeniach. Padło sporo konkretnych wniosków, ale skupię się na jednym – dla mnie kluczowym.

Nie mamy się czego wstydzić. A to odkrycie! Myślę jednak, że oczywiste rzeczy często okazują się najtrudniejsze do przyjęcia. Zróbmy zatem krótki „rachunek sumienia”.

Kochani animatorzy i moderatorzy – o czym najczęściej rozmawiacie na odprawach? O tym, co jeszcze należy poprawić, czy może o tym, co dobrego się stało konkretnego dnia? Ile razy wyrzucaliście sobie, że nie zrobiliście czegoś wystarczająco dobrze, bo zamiast stu procent daliście z siebie tylko dziewięćdziesiąt? Ile razy wysiadywaliście do późna w nocy, żeby „dobrze” przygotować spotkanie… a potem byliście dumni ze swojego „charyzmatu” zaginania czasoprzestrzeni?

Idźmy dalej; ilu z nas mierzyło się kiedykolwiek z wyrzutami sumienia, bo akurat tego dnia musiało zostać w łóżku z gorączką zamiast pójść poprowadzić spotkanie dla swojej grupy? I w końcu, ile razy się tłumaczyliśmy, że niestety nie możemy pojechać posługiwać na rekolekcjach albo konkretnych wydarzeniach…

Jesteśmy cudownymi ludźmi, którzy kochają innych i są gotowi oddać im wiele. Jesteśmy cudownymi ludźmi, którzy potrafią przypominać innym o miłości do samego siebie. Jesteśmy cudownymi ludźmi, którzy kochają pomagać i dawać siebie. Tylko, czy w tym dawaniu siebie, także siebie posiadamy? Czy rzeczywiście posiadamy siebie takimi, jakimi jesteśmy? Czy mamy odwagę być sobą i wyjść spod klosza powinności? Myślę, że słowo „powinieneś” naprawdę niewiele ma wspólnego z naszym charyzmatem. I myślę, że ksiądz Franciszek Blachnicki pomyślał kiedyś podobnie.

Kochani, czy naprawdę jesteście wolni, kiedy ze zmęczeniem wysiadujecie do późna nad konspektem, wyrzucając sobie, że znowu nie udało się zebrać do tego wcześniej? Czy czujecie się wolni, kiedy podejmujecie jakąś posługę tylko dlatego, że nikt inny nie chce się jej podjąć? Czy czujecie się wolni, kiedy kolejny raz usiłujecie wymyślić, co jeszcze trzeba zrobić, aby przyciągnąć jeszcze więcej osób na oazę, bo dotychczasowe metody nie dają oczekiwanych rezultatów? Czy czujecie się wolni leżąc chorzy w łóżku podczas spotkania oazowego? Czy może zamiast wykorzystywać charyzmat zaginania czasoprzestrzeni wolelibyście po prostu być tu i teraz?  Czy naprawdę to jest potrzebne, aby się z tego wszystkiego tłumaczyć? I wreszcie – czy czujecie się wolni będąc tym, kim jesteście?

Przecież jesteśmy cudownymi ludźmi, ale nie dlatego, że to wszystko robimy. Nie dlatego, że tak dbamy o innych i lubimy pomagać. Nie dlatego, że często mamy serce na dłoni, ani nawet nie dzięki naszym staraniom. Jesteśmy cudownymi ludźmi nie „pomimo” tego że o wielu rzeczach zapominamy, wcale też nie pomimo tego, że wiele rzeczy nam się nie udaje, nie pomimo naszych słabości i nieumiejętności. Jesteśmy cudownymi ludźmi wraz z tym wszystkim i bez tego wszystkiego.

Wystarczy to, kim jesteś animatorze. Wspólnota takiego potrzebuje Ciebie kochać – zarówno z gorączką, jak i energią do działania, tysiącem pomysłów na minutę i z pustką w głowie, razem z Twoją sumiennością i tymi wszystkimi spóźnieniami, z ciepłym sercem i dobrą radą oraz z bezradnością oraz oczami spuchniętymi od łez. Wspólnota daje naprawdę spore pole do kochania i wzrastania w miłości. I czy do tego naprawdę potrzebny jest nam klosz powinności i ciągłych nieprześcigniętych starań?

Na naszych Dniach Skupienia padła propozycja nie do odrzucenia:

Ucieszmy się w końcu tym, co mamy. Ucieszmy się naszymi grupami, kadrami. Ucieszmy się naszą diecezją, naszymi inicjatywami. Ucieszny się tym, co udało nam się wypracować do tej pory i przede wszystkim: ucieszmy się sobą. Sobą nawzajem i samym sobą. Na chwilę odwróćmy wzrok od tego, co jeszcze możemy dawać i skierujmy go na ten skarb, który posiadamy. Ze świadomością posiadania siebie, nie będzie potrzeba się głowić, co zrobić więcej, aby siebie dać.

Agnieszka