Rzeszowscy oazowicze o Światowych Dniach Młodzieży

Przełamywanie stereotypów

Moje nastawienie przed ŚDM było raczej sceptyczne. Miałam obawy, że organizacyjnie nie udźwigniemy tego tematu albo że wszystko odbędzie się w takim „festyniarskim” stylu, który niekoniecznie mieści się w mojej wrażliwości. I bardzo cieszę się, że jednak udało mi się wziąć w nich udział. To, co wydarzyło się w Krakowie w ostatnich tygodniach przerosło jednak oczekiwania wielu!

Pierwsze pozytywne doświadczenia zebrałam już na rekolekcjach tuż przed ŚDM. W kościele pojawiali się młodzi z wielu krajów (byli to pierwsi wolontariusze), a nauka i modlitwa prowadzone były już z tłumaczeniami. Byliśmy tam tacy różni, a jednocześnie wpatrzeni na modlitwie w to samo Źródło Miłosierdzia. Zobaczyłam, że tak naprawdę mamy teraz niepowtarzalną okazję, by poznać braci i siostry w wierze z innych kultur i podzielić się nawzajem tym, co mamy najlepszego! Na kolejne dni czekałam już w wielką nadzieją i radością.

Zaraz po pracy biegłam na Błonia, na wydarzenia centralne. Choć to, co mówił papież Franciszek, bez wątpienia było ważne i zapadło w mojej pamięci, to największą lekcją wiary i wartością ŚDM było dla mnie właśnie świadectwo życia tych młodych chrześcijan wielu narodowości. W deszczu, w upale, w półtoragodzinnym oczekiwaniu na obiad w restauracji, w wielkim ścisku w tramwaju, oni cały czas tryskali radością, pomagali sobie nawzajem i dzielili się dobrym słowem.

ŚDM stały się dla mnie najpiękniejszą i najprawdziwszą ewangelizacją świata, jaką kiedykolwiek widziałam. Bez patosu, bez przegadania (choć padło wiele ważnych słów), bez uatrakcyjniania religii na siłę. Po prostu chrześcijaństwo w praktyce, które każdy mógł zobaczyć i sam ocenić jego wartość i przesłanie.

W trakcie ŚDM Kraków był czysty, wolny od korków i codziennego pośpiechu, a ludzie pozdrawiali się na ulicy. Nie odnotowano wielu rozbojów, aktów pijaństwa i nawet ludzie mający niewiele wspólnego z Kościołem zaczęli na niego patrzeć bardziej przychylnym okiem. Myślę, że sporo utartych stereotypów zostało w tym czasie podważonych i otworzyło nas na dialog na płaszczyznach wiary, kulturowych i społecznych.

Wiem też, że dużo osób chciałoby zachować atmosferę tamtych dni na dłużej – dni, w których trwaliśmy w takiej szczerej radości i pokoju. Wierzę, że jest to możliwe. Przecież nie potrzebujemy wizyty Papieża by starać się czynić dobro! Ufam, że będziemy do tego korzystać z każdego dnia. A po ŚDM nie możemy powiedzieć, że się nie da :-).


Gabrysia Waśko

Podobni wiarą

Wyjazd na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Z początku byłam do wyjazdu nastawiona dość sceptycznie i dopiero w ostatnim momencie zdecydowałam się pojechać razem z moja siostrą. Głównym takim impulsem, który przeważył szalę, było spotkanie na Podpromiu i na placu papieskim z młodymi, którzy przebywali w naszej diecezji.

Do Krakowa przyjechałyśmy z siostrą w środę rano i byłyśmy tam trzy dni.

Rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Spotkałam tam wielu wspaniałych ludzi z całego świata, którzy byli bardzo otwarci i przyjaźni, pomimo wielu różnic. Już pierwszego dnia dało się zauważyć charakterystyczne rzeczy dla danych krajów, np. Hiszpanie i Włosi byli głośnymi narodami, wszędzie gdzie przebywali, było ich słychać – bardzo pozytywnie wspominam ten ich „hałas”.

Bardzo ciekawym doświadczeniem była możliwość porozmawiania z tymi ludźmi i dowiedzenia się, jak to u nich jest, jak wygląda ich życie.

Niesamowita była świadomość, że ci wszyscy ludzie są bardzo do mnie podobni i że wszystkich nas gromadzi tu Jezus Chrystus.


Agnieszka Kąkol

Radość, bezinteresowność, bliskość Boga…

Światowe Dni Młodzieży, to niezwykłe wydarzenie dla milionów ludzi. Także i dla mnie. Ducha ŚDM-u dało się czuć już na długo przed przyjazdem do Krakowa. Radość, entuzjazm, bezinteresowność i bliskość Boga – to słowa, które moim zdaniem najlepiej określają spotkania młodych z papieżem. Ja sam miałem okazję uczestniczyć w tych wydarzeniach po raz pierwszy, ale jeszcze na długo przed ich zakończeniem zdecydowałem, że na pewno wybiorę się na następne.


Kuba Bukowski

ŚDM zawsze mają ten sam klimat

Studiuję w Krakowie – tłok, smog i egzaminy. Chciałam na wakacje się stamtąd wyrwać, ale ŚDM…

To był mój trzeci. Jednocześnie był tak bardzo inny od wcześniejszych, a z drugiej strony tak bardzo podobny.

Inny, bo tym razem byłam wolontariuszką. Zaangażowałam się w projekt „Miasto Świętych”. Całe dnie spędzałam w zacisznym kościele na skałce i oprowadzałam pielgrzymów, opowiadając o św. Stanisławie. Te spotkania były dla mnie, myślę, najmocniejszym przeżyciem podczas tego wydarzenia. Ciepłe, radosne i pełne Ducha słowa, świadectwo życia przybyszów ze wszystkich zakątków świata – to wszystko zaowocowało we mnie wieloma przemyśleniami i postanowieniami.

Ale ten ŚDM też był właściwie taki sam jak pozostałe. Niesamowicie mnie zadziwia, jak to jest możliwie, że chociaż za każdym razem Światowe… odbywają się w innym miejscu, skupiają innych ludzi, są inaczej zorganizowane, to zawsze mają ten sam klimat. Jakaś półtoramilionowa masa ludzi jest w stanie za każdym razem stworzyć taką atmosferę, że czuję się jak w domu. Oj, tak – podczas ŚDM-u w Krakowie czułam się dokładnie tak, jak wtedy, kiedy normalnie wracam z niego do domu. Czułam radość, spokój, czułam, że to jest moje miejsce.


Julcia

Wolontariat ŚDM – generalnie beznadziejne

Dwa lata temu na Duszpasterstwie Akademickim odwiedziła nas grupa wolontariuszy długoterminowych, którzy chcieli nas zachęcić do wzięcia udziału w wolontariacie. Opowiadali o swojej pracy i dzielili się świadectwami pomocy przy organizacji poprzednich dni młodzieży. Jedna z wolontariuszek zapadła mi szczególnie w pamięć, bo gdyby streścić jej świadectwo do jednego zdania, to brzmiałoby ono mniej więcej w ten sposób: „Nie miałam w ogóle czasu dla siebie, nie mogłam brać udziału w żadnych wydarzeniach, bo miałam wtedy zmiany, był trochę bałagan w tej organizacji, generalnie beznadziejnie, no ale na koniec papież nam podziękował i powiedział, że nasza praca jest potrzebna”. Słuchając tego świadectwa, uśmiechałam się lekko pod nosem, a w głowie miałam jedno słowo „Beka…” .

Z uwagi na moją niechęć do planowania przyszłości dalszej niż miesiąc wprzód, nie zapisałam się do wolontariatu od razu. Czekałam z tym prawie do ostatniej chwili. Kiedy jednak się zarejestrowałam, byłam tym faktem bardzo podekscytowana i towarzyszyło mi zadziwiające mnie samą nadzwyczaj optymistyczne nastawienie do tego wydarzenia.

Tym większe było moje rozczarowanie na początku posługi. Nauczona oazowego porządku, tego że wiele rzeczy należy przygotować wcześniej, że zawsze jest ktoś „nad nami”, do kogo można się zwrócić, jednocześnie irytowałam się i otwierałam szeroko oczy ze zdumienia na rozwiązania proponowane przez koordynatorów.

Mimo iż poczucie braku dobrej organizacji towarzyszyło mi praktycznie do końca, to z dnia na dzień było przysłaniane czymś zupełnie innym. Od wielu uczestników ŚDM, zarówno tych znajomych, jak i nowo poznanych, nie tylko docierały do mnie głosy bardzo pozytywnego odbioru tych wydarzeń, ale też na własne oczy mogłam zobaczyć, że są w pewien sposób przemienieni (myślę, że jeśli chodzi o członków Ruchu Światło–Życie, to każdy z nas miał okazję zobaczyć taką szczęśliwą, przemienioną twarz człowieka, który właśnie spotkał się z Bogiem). Chociaż nie mogłam brać udziału w różnych katechezach i festiwalach młodych, to świadectwo tych ludzi, którzy doświadczyli Boga we wspólnocie Kościoła, niezwykle mnie poruszało.

Wielkie wrażenie pozostawiły też we mnie słowa głoszone do młodych przez Ojca Świętego, szczególnie te, które mówił do nas w sobotę na temat tego, żeby nie mylić szczęścia z wygodą i komfortem. Piękne było to, że Papież mówił prosto i stawiał przed nami konkretne zadania, dając jasne wskazówki.

Mogłabym się podpisać pod większością rzeczy, o których mówiła wspomniana na początku wolontariuszka, mogłabym nawet dodać do tej listy jeszcze kilka rzeczy, ale w czasie tych ŚDM mimo irytacji na wiele sytuacji miałam bardzo głębokie przekonanie ze nie mogłabym być wtedy w żadnym innym miejscu, bo to jest to, czym żyje obecnie Kościół, którego przecież jestem częścią. Wierzę, że słowa, które skierował do nas Franciszek, i doświadczenia wspólnoty Kościoła i służby drugiemu człowiekowi będą owocować w moim życiu.


an. Kasia