Pielesze

Proboszcz gada o polityce, wikary nie przychodzi na oazę, paschał plastikowy. Starsze panie komentują fryzurę twojego chłopaka, a organista znowu zagrał Czarna Madonnę na uwielbienie. Życie parafialne od lat przebiega bez zmian.

Na dwoje babka wróżyła

Chodząc do kościoła parafialnego w tygodniu często spotykam te same osoby. Wśród nich oczywiście starsze panie, chciałoby się powiedzieć, fundament parafii. Trochę o nich myślałam i wydaje mi się, że my, młodzi, mamy tendencje do pochopnego oceniania babć w kościołach. Bo one to tak bezmyślnie, moherowo i tylko ten różaniec ciągle, co one tam mogą rozumieć. My z oazy to dopiero jesteśmy uduchowieni…

Babcie, które klepią  

Babcie pewnie dysponują znacznie mniejszym teoretycznym pojęciem o modlitwie niż my, ale za to mają za sobą godziny żarliwych różańców o nawrócenie córki i ocalenie zięcia. A już na pewno więcej razy nakarmiły głodne brzuchy, okryły gołe plecy albo wstawały do zasmarkanych po nocy. One to się dopiero zdziwią, jak im Pan Jezus powie: dałyście Mi jeść.[1] Ile te panie się osiedzą na tych nowennach, na tych adoracjach. Ile wejściówek do nieba wymodlili zmarłym kolegom z klasy, wie tylko Pan Bóg. Miejsce po prawej stronie Syn Człowieczego należy się jak nic.

Ból w Krzyżu

Czasem się mówi, że dzieci systematycznie i skutecznie wyjadają egoizm swoich rodziców. I jak to działa! Babcia by nam dała wszystko, my byśmy sami zjedli. Już tylko to mówi jak wielkie serce mają starsi. Tym babciom egoizm wyjadły nie tylko dzieci, ale i wnuki, czasem wojna, powojnie, komunizm. A potem choroby. Babuszki codziennie łączą się z Krzyżem przez bóle krzyża, stawów, barku, zmarznięte nogi, niską emeryturę i siwe włosy (niegdyś czarne i zaplecione w warkocz, o którym marzyło pół wsi). I przez samotność. Przez wodę ze studni. Przez bycie ciężarem dla córki albo syna[2]. Myślę, że z wiekiem człowiek coraz bardziej doświadcza Krzyża, coraz bardziej bierze go w siebie. A czy nie o to idzie? By stać się sługą wszystkich? By naśladować Chrystusa w Jego uniżeniu i tak dojść jakoś do pełnego powstania z martwych?

Na ich czołach

Mówi się o tym, że to źle, bo w posoborowiu kapłan w czasie Eucharystii nie ma przed oczami krzyża[3]. Pewien ksiądz powiedział raz, że kiedy on odprawia Msze, widzi cierpiącego Chrystusa w twarzach swoich parafian[4].

Krajobraz z ławki

Bo poza babciami w miejscowym kościele jest jeszcze mnóstwo innych ludzi. Tę panią zostawił mąż, ta nie znalazła męża, ta ma niewierzącego męża, ta unieruchomionego w domu, ta taka ładna, a zaczęła kuleć. Ten pan się rozwiódł, ten pije, ten jest samotny, ten nigdy nie chodził do kościoła (coś zaczął, dobrze go widzieć), temu umarły dzieci, ten nigdy nie przyjmuje komunii (ciekawe). To małżeństwo często przychodzi razem, zawsze z niepełnosprawnym synem, to opłakuje śmierć teścia, tym się dom spalił. Oni też wiedzą o mnie ciałkiem sporo. Nawet się troszczą, czy nie zimno mi w kostki w kwietniu w spodniach 7/8. Całkiem dobrze się znamy. A na Mszy mówimy często „przeto błagam (…) i was, bracia i siostry, o modlitwę za mnie do Pana Boga Naszego”. W parafii dokładnie wie się, o co się dla kogoś pomodlić.

Nie ma tego złego

Myślę, że ze wszystkiego złego coś dobrego wychodzi; czasem ktoś nawet z satysfakcją powie na przystanku o jakimś nieszczęściu sąsiadów i już się wie, już jest o co się pomodlić. Taki już urok wsi – wszyscy wszystko wiedzą. Ma to swoją dobrą stronę. Myślę, że w parafiach miejskich sprawa wygląda trochę inaczej, ale nosi dużo podobieństw. To też chyba uzasadnia, dlaczego parafia w Kościele katolickim ma tak ważne miejsce. Tu jeszcze jesteśmy na poziomie personalnym, tu i wśród tych ludzi żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.

Pasterze mili

To pewnie dlatego proboszczów nie zmienia się co 3 lata. Kto słyszał kazanie plebana żegnającego starszego parafianina wie, o czym mówię: znał go, wiedział, na co choruje, jaki ma traktor, odwiedzał po kolędzie, udzielał sakramentów. Nie chodzi mi tu o przyjaźnie, choć pewnie i takie są, ale o ten szczególny rodzaj więzi, który się wytwarza między księdzem, a jego parafianami. On głową odpowiada za zbawienie tych wyzwolonych nastolatków, co na rekolekcjach obklejają mu ławki gumami i tych uczonych malkontentów, co recenzują jego kazania. Oto jego misja. Po to trafił do tej wsi, aby prowadzić jej mieszkańców do zbawienia. Nasz proboszcz codziennie o 12.00 błogosławi nam, niezależnie od tego, gdzie jest. Kiedy słyszę brzęk jego różańca, myślę sobie, że właśnie się za nas modli.

Za Kościół

Znana jest książka Franciszka Blachnickiego pod wymownym tytułem „Życie swoje oddałem za Kościół”. W zasadzie każdy ksiądz mógłby powiedzieć to samo: że oddał swoje życie za Kościół katolicki. Jak dobrze, że to zrobił! A proboszczowie mają dodatkowo tę cechę, że lwią część swoich pobytów na ziemi położyli pod Kościół w jednej, konkretnej parafii. Może teraz lepiej było widać, jak im na naszym zbawianiu zależy. W „tych dniach” wielu z nich stawało na rzęsach, by zapewnić nam dostęp do sakramentów, by nakarmić nas Słowem, by umożliwić przeżycie Wielkanocy. Niektórzy, nawet starsi, wzięli się za nagrywanie vlogów, inni latali i jeździli po parafii z Hostią. Jakiś ksiądz napisał w Internecie, że tęskni za swoimi parafianami. Czy my tęskniliśmy za naszymi księżmi?

Dziedzictwo i przeznaczenie

Albo czy tęsknimy za tym parafialnym towarzystwem, które, jak nam się zdaje, czasem tylko patrzy kto z kim przyszedł na Mszę i jak jest ubrany? Co jeśli, kiedy minie epidemia niektórzy już nie wrócą do swoich ławek? Dobrze jest mieć swoje miejsce w Kościele. Dobrze jest dobrze się w nim czuć. Parafia to też nasza wspólnota. Może kiedyś nie będziemy już mieć innej? Albo będziemy już tak starzy, że nie znajdziemy sposobu by dojechać do Rzeszowa na Diakonie Szydełkowania[5]Spędziwszy lata na kokoszeniu się w tej samej ławce, będziemy znać wszystkich współparafian od malucha i pamiętać jak rozrabiali w kościele, jak rośli, przeżywali tu swoje komunie, bierzmowania, śluby i chrzty dzieci. Będziemy im odpowiadać na niemrawe „dzień dobry” i patrzeć jak niechętnie ustępują nam miejsca w Boże Ciało. Kiedyś to my będziemy tymi babciami. Aż w końcu ksiądz proboszcz odwiedzi nas ostatni raz w Najlepszym Towarzystwie i nakarmi jak zawsze. Po kilku dniach powie kazanie na naszym pogrzebie o tym, że siedzieliśmy w ławce przy kolumnie. Potem odprowadzi na cmentarz, gdzie leży mnóstwo świętych i tam gremialnie, parafialnie będziemy już tylko czekać na powszechne zmartwychwstanie ciał, kiedy zobaczymy się znowu wszyscy, tym razem oglądać i dotykać tego, o cośmy się w pobliskim kościele tyle lat razem modlili.

Gio

Artykuł to prywatne przemyślenia autora. Pielesze – dom rodzinny; rodzinne strony.


[1] A może właśnie doskonale wiedzą o co chodzi i dlatego tak gorliwie nas tuczą?

[2] Myślę, że Pan Jezus był ciężarem dla Szymona z Cyreny. Świadomość, że się jest ciężarem nie może być fajna.

[3] Podczas Mszy trydenckiej miał/ma.

[4] Był to ks. Bogusław Jaworski.

[5] Może wtedy będzie już oddział geriatryczny Ruchu Światło – Życie?