Wejść do grobu

Rozważając Ewangelię o Janie i Piotrze biegnących do grobu, zwróciłam uwagę na jeden szczegół, a mianowicie na to, że Piotr wszedł do wnętrza grobu (J 20, 6).

Jak można wejść do grobu? Przecież nikt nie chce wchodzić do grobu, a nawet się do niego zbliżać.

Grób to śmierć. W grobie jest trup. Śmierdzi (por. J 11, 39). Samo przebywanie na cmentarzu wzbudza pewnego rodzaju dyskomfort. Nie chcemy mieć do czynienia ze śmiercią, bo jest straszna; boimy się jej.

Co mógł sobie myśleć Piotr? „Zabrali Pana i nie wiemy, gdzie go położono. Tak, nie dość, że Go zdradziłem, to jeszcze wykradli Jego Ciało.” Piękny koniec, Piotrze ‐ Opoko. Zawaliłeś na całej linii.

Wchodząc do grobu spodziewał się zapewne zastać plamy krwi i ślady złodziei, albo sprofanowane Ciało Mistrza. Co ujrzał? Nic, najpierw wszedł. Dla mnie to gigant – miał odwagę wejść do grobu, miejsca porażki. Gdyby nie wszedł, nie ujrzałby na własne oczy, że Chrystusa po prostu tam nie ma i nikt Go nie zabrał. Sam wyszedł, zwyciężając śmierć i wszystkie porażki świata. Wszystkie grzechy.

Mam takie doświadczenie wejścia do grobu. Grobem była relacja ze znajomą osobą, która to relacja z hukiem umarła pozostawiając szkody dookoła. Powstała w moim życiu martwa przestrzeń, która boleśnie dawała o sobie znać. Początkowo chciałam zepchnąć ją gdzieś na bok i żyć od nowa, ale było to niemożliwe, bo ciągle uwierała i przypominała o sobie. Co więcej, zamykała mnie na świeżość, radosną nowość i otwartość, którą niesie ze sobą życie. I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy mimowolnie kojarzyło się z tym samym. Sugestie, bym pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę, natychmiast odrzucałam. No przecież „bez przesady”… Jednak idąc za Jezusem i traktując relację z Nim na serio, nie dało się nie wejść do grobu. Oddawałam Mu tę sprawę i starałam się przebaczać mnóstwo razy. Ale to przede wszystkim ja się zmieniałam. Po czterech latach zmagania i mojego dojrzewania – bo dopiero wtedy byłam gotowa – powiedziałam „przepraszam i przebaczam”. Weszłam do grobu, czyli do tej śmierci, z której powstanie było dla mnie absolutnie niemożliwe. Jeśli chodzi o wspomnianą osobę – mile się zaskoczyłam! Wreszcie poczułam, że sprawa jest zamknięta. Uff, wolność wewnętrzna. Wygraliśmy, Panie Jezu J. Zmartwychwstałeś! Dziękuję.

Panie Jezu, za który grób mojego życia zabieramy się teraz? Widzę ich przecież tak wiele…

Werka