Nieplanowane wyjście do kina

Prawdopodobnie jest rzeczą niemożliwą nie słyszeć o tym filmie. Każdy, kto posiada facebooka i polubił kilka co pobożniejszych fanpage’ów, widział już nie raz plakat z łzawym okiem i połową oblicza.

Do Damaszku!

Można zastanawiać się, czym ten film różni się od innych, że zasłużył na tak liczne udostępnienia. Otóż  opowiada prawdziwą historię Abby Johnson, Amerykanki zatrudnionej w jednej z osławionych klinik Planned Parenthood. Jej dzieje to dowód na to, że ludzie z natury chcą czynić dobro. Pracowała bowiem z dużym zaangażowaniem i oddaniem, chyba nawet z radością, ponieważ niosła pomoc. Jej zajęciem nie było „mordowanie dzieci”! Ona naprawdę wierzyła w to, że przez zabiegi aborcyjne pomagała kobietom rozwiązać ich życiowe problemy. W zasadzie przypominała trochę świętego Pawła, ponieważ pałała gorliwością o rozwój kliniki, a swoje zajęcie traktowała jako misje. Pewnego dnia i ona wkroczyła na swoją drogę do Damaszku.

Eufeminizm 

Już lata temu toczył się u nas wszędobylski spór o nomenklaturę. Czy mówimy o „dziecku” czy o „płodzie”, czy o „człowieku”? Wydaje się, że obecnie nie ma to już większego znaczenia. Używa się raczej argumentów za dostępnością aborcji, m. in. o braku pieniędzy, poniżaniu kobiet, ciężarze wychowania, prawie do wyboru i własnego ciała, potencjalnie trudnym życiu z ewentualną wadą wrodzoną oraz wielu innych. Gdy dodamy do tego medyczne newsy o nieodczuwaniu bólu w życiu prenatalnym, to w sumie nie ma przeciwwskazań. A film pokazuje, że jednak są.

Slowly drifting

W USA miał ogromne problemy. Mimo prób blokowania go, osiągnął wielki sukces zarówno kinowy, jak i ideowy. 1 listopada trafił do polskich kin. Wielu z nas podejmuje duchową adopcję dziecka poczętego i naprawdę leży nam na sercu kwestia prawodawstwa w tej sprawie. Warto wiedzieć, że im więcej ludzi zobaczy ten film, tym więcej dowie się na czym polega aborcja i jakim jest złem. To wielka szansa, by zmienić kierunek myślenia w jakim społecznie powoli, jeśli nie płyniemy, to przynajmniej dryfujemy.

W kinie w Lublinie

Pierwszy tydzień po premierze jest absolutnie najważniejszy. Jeśli oglądalność będzie duża, cała tzw. machina kinowa wesprze film i będzie go promować. Dzięki temu stanie się głośny, zaplanowane zostaną kolejne seanse, a co za tym idzie, uda się na niego więcej ludzi. Warto wziąć to pod uwagę. Niektórzy z nas chętnie poszliby na to do kina, ale nie mają sprecyzowanego terminu. Jeśli więc nic nie stoi na przeszkodzie, czas od 1 do 7 listopada jest najlepszy. Te 18 zł wydane w Heliosie czy Zorzy to nasz osobisty wkład w działalność pro-life. Może dla wielu ludzi to, czy się wybierzemy jest kwestią życia i śmierci.

Czy Nowa Kultura jest kobietą?

Jako oazowicze powinniśmy pamiętać, że mamy sprzeciwiać się wszystkiemu, co poniża ludzką godność. Promowanie filmu, który mówi jawnie, czym jest aborcja jest więc jak najbardziej naszym zadaniem. Mam nadzieje, że kolejne pokolenia ucząc się historii, nie będą mogły uwierzyć, że na przełomie XX i XXI wieku ludzkość z byle powodu zabijała swoje dzieci. Tak, jak my nie możemy uwierzyć w Holocaust.

Giovanna Jakimowicz