Marysia i Gabriel – ale nie o Zwiastowaniu

Mówią, że typowy animator naszej diecezji to… studentka. A jednak mamy jakichś facetów! Ale zanim studia, zanim animatorstwo czas na szkołę średnią i oczywiście… KODA! Marysia i Gabryś, po powrocie z frontu, opowiadają jak było.

 

Co słyszeliście o KODA przed KODA?

Marysia: Doszły mnie słuchy, że nie będziemy mieli na nic czasu, o wysypianiu się możemy zapomnieć, i ogólnie taka trochę szkoła przetrwania. Słyszałam, że to będzie  dla nas weryfikacja, a wszyscy na każdym kroku będą oceniać to, co robimy.

Gabryś: Niewiele… (o, szczęśliwy! Przyp. Red.) Słyszałem od ludzi z diecezji przemyskiej, że jest tu dużo pracy i nie śpi się po nocach.

 

Z jakim nastawieniem jechałeś na KODA? Jakie mieliście wątpliwości lub obawy?

Marysia: Nastawienie raczej pozytywne, chociaż towarzyszyło temu wiele niepewności odnośnie tego, jak to będzie wyglądać. Wiadomo, że „animatorowanie” to nie jest prosta sprawa, pojawiło się pytanie, czy aby na pewno podołam, czy nie zawiodę siebie i swojej  grupy.

Gabryś: Miałem nadzieję, że się uda przeżyć. Poza tym moje nastawienie było pozytywne. Z radością! Generalnie nie spodziewałem się, że będzie aż tak bardzo inaczej niż do tej pory.  Intensywniej, więcej obowiązków, odpowiedzialność na bardzo wysokim poziomie, ale z drugiej strony pomoc wszystkich dookoła.

 

To co słyszeliście wcześniej okazało się prawdą?

Marysia: Niektóre rzeczy się sprawdziły, chociażby ogrom obowiązków spadających na animatora. Chociaż wydaje mi się teraz, że w rzeczach, które się słyszy o KODA brakuje jednego: nikt chyba nie mówi (a przynajmniej naprawdę niewiele osób), jak wspaniały to czas i jak bardzo poszerza nasze horyzonty. Z ważniejszych rzeczy, które mnie „wzbogaciły” to poczucie jedności Ruchu i tego, jak świetną wspólnotą jesteśmy.

Gabryś: Zdecydowanie! Najgorsza rzecz na KODA: brak snu. Mnóstwo obowiązków! Jedyny poobiedni czas na odetchnięcie również był zapełniony np. myciem naczyń, myśleniem nad poprawą konspektu, albo po prostu leżeniem i planowaniem swojego dnia bycia animatorem. Zarywanie nocy to była norma. Sam poprawiałem śpiewniki, szukałem tonacji, drukowałem albo pisałem konspekt spotkania w grupie. Zdarzało się też pomagać w czymś osobom z pokoju.

Mówią, że najtrudniejsze jest przejście od uczestnika do animatora. W jaki sposób doświadczyliście tego na KODA?

Marysia: Chyba dobrze widać to na przykładzie spotkań w grupach. Będąc uczestnikiem wydaje się, że animator ma je dokładnie przygotowane i wie co mówi, idzie za wyznaczoną kolejnością. W rzeczywistości okazuje się, że te spotkania bardzo często prowadzi Duch Święty i rzadko kiedy podąża się za planem. Na pewno Agape dużo o tym mówi. Niestety niewiele wiem, ponieważ niezbyt aktywnie w niej uczestniczyłam, ale samo przygotowanie, przystrajanie jadalni dało mi dobry obraz – jako uczestnicy jesteśmy zupełnie od tego odcięci. Tutaj wszystko było na naszej głowie, chociaż i tak nie doświadczyliśmy tego natłoku tak jak animatorzy Agape. Musze przyznać, większym szokiem było dla mnie objęcie grupy na parafii i zajmowanie się nią, dbanie o moich uczestników, niż “animatorowanie” na KODA. Do tego przygotowywano nas podczas SA, w grupie byli nasi rówieśnicy, nad którymi łatwiej było zapanować niż nad rozbrykaną grupą Dzieci Bożych.

Gabryś: Zdecydowanie spotkania w grupach to świetny przykład! Od strony uczestnika, przynajmniej na młodszych stopniach, to słuchanie „gadania” animatora. Potem, na starszych człowiek ma trochę większą świadomość, myśli: “o, spotkanie, posłuchajmy, może będzie ciekawie”. Od strony animatora to rzeczywiście jest dążenie do tego, aby było interesująco. Czuwania za czasów uczestnika to po prostu taka “godzinna modlitwa”, a od strony animatora to cała masa przygotowań. Bardzo otworzyła mi oczy Agape. Kiedy byłem uczestnikiem myślałem o tym tak: Jedzenie. Podziękowania. Zabawa. Jedzenie. Miałem tę przyjemność, być podczas KODA animatorem Agape. Przygotowania zaczęliśmy na długo przed Kursem. Trzeba było sporządzić plan. Jest bardzo wiele drobnych szczegółów, które łatwo pominąć a wtedy czeka nas katastrofa. Kilka przykładów: dekoracje, kto je zrobi, menu,  kto pomoże pani kucharce, lista zakupów, partnerki/rzy dla księży/kleryków/gości, obstawa Mszy, zabawy, muzyka, rozplanowanie w czasie, zaproszenia… Dużo tego. I na pewno o czymś zapomniałem!

 

A zatem lepiej być animatorem czy uczestnikiem?

Marysia: Bycie uczestnikiem to mniejsza odpowiedzialność i świadomość, że inni czuwają nad wszystkim, jednak bycie animatorem to radość z tego, że jest się narzędziem, które dzięki Bożym rękom, czyni niezwykłe rzeczy.

Gabryś: Jedno i drugie ma swoje plusy, ale jednak bycie “tym, który coś wie” daje większe spełnienie. Po za tym wejście w świat animatorstwa jest wspaniały właśnie przez to, że można służyć innym.

Co w takim razie jest najtrudniejsze w „animatorowaniu”?

Maria: Chyba nie zawiedzenie siebie. Każdy z nas wiele od siebie wymaga, chce wszystko zrobić idealnie i przy każdym potknięciu czy porażce, która z zewnątrz często są niezauważalne, następuje moment załamania i myśl, że “to nie tak miało być” oraz “ja się nie nadaję”, “ktoś inny zrobiłby to lepiej”. A przecież  jesteśmy tylko ludźmi, nie jesteśmy perfekcyjni. Zresztą w tak wspaniałej wspólnocie, jaką jest Oaza nikt nie wytyka porażek, ale cieszy się z sukcesów drugiej osoby. Tym bardziej, że na KODA każdy doświadczył “animatorowania” i trudności jakie to ze sobą niesie.

Gabryś: Myślę że wyważenie, ile można na siebie wziąć. W trakcie roku formacyjnego bywało tak, że zostawiałem sobie naukę na jakiś sprawdzian na ostatnią chwilę. A potem spotkanie (piątkowe) wychodziło… słabo, trzeba przyznać. Wniosek: muszę być regularnym.

 

KODA to bardziej duch czy technika?

Marysia: Myślę, że nie można nigdy Oazy oddzielić od duchowości, to jest nierozerwalnie ze sobą połączone, więc KODA to dla mnie bardzo dobre połączenie zarówno techniki jak i duchowości. Chociażby takie przygotowywanie spotkania… Konspekt to technika, ale nie da się tego zrobić bez rozważenia i zastanowienia się nad fragmentami Słowa.

Gabryś: Bardziej się skłaniam ku technice, choć jednak rekolekcje to rekolekcje. Powiedziałbym, że jest to technika wsparta duchem. Czyli, że treści otrzymane na Kursie powinny być przemodlone. Trudno było mi się skupić na treściach na KODA. Na szczęście w każdej modlitwie znalazło się coś, co się wbiło w serce. A co złapałem to moje!

Jak przeżywa się liturgię będąc za nią odpowiedzialnym?

Maria: Nie doświadczyłam bycia animatorem podczas dyżuru liturgicznego, ale na podstawie innych dyżurów mogę Ci powiedzieć, że jest właśnie tak: ciągłe myślenie o tym, aby wszystko odbyło się jak trzeba.

Gabryś: Byłem muzycznym w dniu, gdy moja grupa miała dyżur liturgiczny i skupiłem się głównie na tym, by nie pomylić chwytów. Co w sumie nie do końca wyszło.

 

Czy KODA w jakiś sposób poszerzyło wasze rozumienie Ruchu?

Marysia: Przełomowych odkryć nie dokonałam, ale jeszcze bardziej zobaczyłam to wezwanie do posługi, które kieruje do mnie Chrystus. Każdy jest do tego wezwany, na rożny sposób, ważne jest, aby razem tworzyć i umacniać tą wspólnotę, którą tworzą wszyscy członkowie Ruchu. Pojawiło się również pytanie co możemy  zrobić, my, przejmując trochę pałeczkę od ”starszych” prowadzić tych młodszych od nas ku głębszemu poznaniu Ruchu.

Gabryś: Jeszcze wyraźniej zobaczyłem cel Ruchu czyli kształtowanie Nowego Człowieka.

Czy KODA uczy pokory?

Gabryś: Tak! Np. jak się czegoś samemu nie zrobi, to tego po prostu nie będzie. Trochę ogólnie, ale prawdziwie.

Marysia: Na pewno tak. Gdy coś nie wyjdzie, gdy się coś zawali… Trzeba właśnie z pokorą wysłuchać krytyki i uwag, aby następnym razem móc się poprawić i zrobić to lepiej.

 

Dziękuję