„Mała wzrostem, wielka sercem”

Matka Teresa jest osobą, która otrzymała charyzmat dla dobra Kościoła i potrzeb ludzkości. W jej pięknym uśmiechu, słowach i czynach, Jezus raz jeszcze przechadzał się po drogach świata. Jej spojrzenie było wzniesione ku niebu a zarazem skierowane ku ziemi. Miała swój ideał: najbiedniejszego z biednych, któremu pozostała wierna. Jej droga do świętości nie była usłana różami. Musiała zmagać z przeciwnościami losu i ludzką krytyką.

Dom rodzinny jako przykład wiary.

Agnieszka Bojaxhiu urodziła się 26.08.1910 roku w Skopje. Jednak jako datę swoich prawdziwych urodzin uznaje dzień 27.08.1910 roku, kiedy to przyjęła chrzest i rozpoczęła życie z Chrystusem. Nazywano ją Ganxhe, co w języku albańskim znaczy „pączek róży”. Swoją wiarę i miłość ku Bogu wyniosła z domu rodzinnego. Jej tata zawsze mawiał, żeby nigdy nie brała i nie przyjmowała żadnego kęsa, zanim nie podzieli się nim z innymi. Drzwi do ich domu pozostawały zawsze otwarte dla ubogich. Nie było dnia, żeby ktoś nie jadł z nimi obiadu. Wieczory spędzali wspólnie na modlitwie.

Za wielki autorytet uznawała swoją matkę Drane, która po śmierci męża oddała się całkowicie dzieciom. W jednym ze swoich wywiadów Teresa wspomniała, że mama chciała ją uchronić przed kłamstwem. W związku z tym ostrzegała córkę, by nie mówiła nieprawdy, gdyż jej język po takich słowach stanie się czarny. Teresa, będąc już w podeszłym wieku, gdy powiedziała nieprawdę, natychmiast pobiegała do lustra, by sprawdzić czy pojawił się ten kolor.

Jaka była i co zapoczątkowało jej powołanie?

Była pilną i uczynną dziewczynką. Chętnie uczęszczała do kościoła i śpiewała w parafialnym chórze. Uwielbiała czytać czasopisma na temat pracy misjonarzy. Pewnego dnia grupa jezuitów z Kalkuty wysłała listy, w których opisywali tamtejsze życie i ich obowiązki. Poruszyło to bardzo mocno młode serce Agnieszki. Ta sytuacja była dla niej jak uderzenie pioruna. Zaczęła odczuwać nieodparte pragnienie, które zawierało ślad głębokiego powołania. W wieku zaledwie 12 lat postanowiła poświęcić życie Bogu. Podczas rekolekcji w Sanktuarium Matki Bożej usłyszała powtórnie Jego głos w sercu. Było to w święto Wniebowzięcia Maryi. Poczuła, że Bóg zaprasza ją, by należała tylko do Niego. Musiała więc podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. O dokonanym wyborze musiała poinformować mamę, której ciężko było zaakceptować stratę córki. Drane zamknęła się wtedy w pokoju i ze łzami w oczach modliła się o dobrą decyzję. W końcu wyraziła zgodę. Jej mała Agnieszka miała pojechać do Kalkuty.

Na stacji kolejowej żegnało ją wielu ludzi. Wśród nich była też mama, która patrzyła ze wzruszeniem na swoją wspaniałą córkę. Na pożegnanie Matka Teresa dostała od niej słowa: „Chwyć Boga za rękę i nie puszczaj jej przez całą twoją drogę.” To był ostatni raz, gdy obie kobiety się widziały.

Początki życia zakonnego.

Jako młoda dziewczyna rozpoczęła nowicjat w Darjeeling. Nauczyła się tamtejszej kultury i języka. Mistrzyni nowicjatu oraz pozostałe siostry były nią zachwycone. Zawsze wesoła i uśmiechnięta, z zapałem podejmowała nowe zadania. Dnia 24.05.1931r. złożyła pierwsze śluby. Przyjęła imię Marii Teresy od Dzieciątka Jezus. Wybrała je pod wpływem bliskiej jej sercu świętej z Lisieux. Pod swoją opieką miała szkołę dla dzieci z biednych rodzin. Podopieczni nazywali ją <<Ma>> co oznacza Matka. Dzięki temu, co robiła, czuła się najszczęśliwszą osobą na ziemi. Jednak tęsknota za rodziną nie ustępowała. Często wysyłała listy do mamy, w których zapewniała ją, że wszystko jest w porządku.

Przełom w życiu Matki Teresy.

Jej życie całkowicie odmienił list od Drane, w którym matka napisała, by pamiętała o celu, w jakim udała się do Kalkuty. Teresę bardzo poruszyły te słowa. Otworzyła oczy i zrozumiała, że jej celem było całkowite oddanie się służbie najbiedniejszym z biednych. Opuściła 20 lat spokojnego, godnego życia w klasztorze i skoczyła w nową rzeczywistość, niczym w przepaść. Wiedziała, że jest to wola Jezusa, który chce ją poprowadzić na swój sposób. Bez żadnego bagażu, w prostym sari, bez dachu nad głową, rozpoczęła nowe życie wśród ubogich. Już po 3 dniach otworzyła szkołę na wolnym powietrzu. Tablicą była piaszczysta ziemia, po której pisała patykiem. Cały czas miała oparcie w Bogu, który pomagał jej w trudnych chwilach. Wierzyła, że to dzięki Niemu znalazła dom, w którym mogła zajmować się chorymi. Jego wsparcie widziała również w tym, że coraz więcej młodych kobiet przychodziło do niej, by oddać się w służbę ubogim.

Misjonarki Miłości w służbie ludziom.

Swoim pomocnicom Matka Teresa zalecała praktykowanie nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi. Szczególną czcią darzyła „cudowny medalik” oraz różaniec, który zawsze miała w ręku i odmawiała bez przerwy. Ubodzy ludzie często nie rozumieli, dlaczego dostają taką pomoc. Przez tyle lat nie zaznali miłości, byli odrzuceni przez ludzi. Teresa, zawsze z uśmiechem na ustach, odpowiadała: „Ponieważ kocham ciebie, ponieważ Bóg cię kocha!” Nie interesowało jej, jaką kto wyznaje wiarę. Naprawdę liczyło się tylko to, żeby każdy mógł poznać Boga w sercu.

Narastające problemy ze zdrowiem.

Lata w służbie ubogim mijały. Teresa w 1990 r. podupadła na zdrowiu. Chciała zrezygnować nawet z funkcji przełożonej zakonu. W piątek 5 września 1997 r. zaraz po kolacji i wieczornej modlitwie, Matka zaczęła się uskarżać na silny ból w klatce piersiowej. Jej ostatnie słowa to: „Jezu, Jezu”, które zamieniły się w jej ustach w delikatny szept. Wiadomość o śmierci Matki Teresy rozeszła się po całym świecie, wywołując wielki i głęboki smutek. Umarła jako osoba, która wypełniła swoją misję na ziemi. Jej proces beatyfikacyjny był najkrótszy w historii. Rozpoczął się po 2 latach od śmierci. Beatyfikował ją Jan Paweł II, 19 października 2003 roku. Świętą została ogłoszona 4 września 2016 roku przez papieża Franciszka.

Za jej wstawiennictwem został dokonany cud uzdrowienia dla Moniki Bersy, która cierpiała na gruźlicze zapalenie opon mózgowych. Jej choroba zanikła po dotknięciu „cudownego medalika” Matki Teresy.

Kim dla mnie jest św. Matka Teresa z Kalkuty i za co ją podziwiam?

Jest dla mnie autorytetem od czasów dzieciństwa i patronką przyjętą w sakramencie bierzmowania. Pokochałam ją za prostotę i pogodę ducha. Nauczyła mnie radości z małych rzeczy i doceniania życia za to, jakie jest. Dzięki niej zrozumiałam, że jestem tylko małym ołówkiem w ręku wielkiego Stwórcy, który znał mnie zanim się jeszcze urodziłam i zaplanował moje życie w taki sposób, w jaki będę mogła pokazać światu Jego miłość.

Nauczyła mnie również, że gdy czasem mamy gorsze dni, Bóg zawsze jest przy nas. Dzięki niemu wygramy walkę z każdą naszą słabością. Wystarczy tylko zgodzić się z Jego wolą i patrzeć, jak nasze życie zmienia się na lepsze.

Zawdzięczam jej również moje małe nawrócenia i zmiany, jakie za jej wstawiennictwem zaistniały w moim życiu.


Weronika Leśko