Kilka słów o przyjaźni…

I WYSTARTOWAŁA!

 

KODA! Tak długo wyczekiwana dla małopolskiej części diecezji! Niby nic nadzwyczajnego, normalne rekolekcje… Ci którzy byli w Lipinkach przeżyli, więc wierzyliśmy, że i nam uda się w całości wrócić do domów… Jednak  myśl o tym, że jest nas tylko ośmioro, nie napawała optymizmem. Dlaczego? Wiedzieliśmy, że każdy nasz ruch zostanie zauważony, że nic nie da się ukryć przed czujnym okiem Księdza Moderatora i Animatorek, które towarzyszyły nam w tym czasie … Więc już wiemy, jesteśmy skazani na 8 dni ciężkich robót, w pocie, skwarze i trudzie…

 

 

NO TO KONIEC…

Pierwsza kolacja. Cisza jak na pogrzebie. Nikt nic nie mówi. No to bosko… Będzie stypa przez kolejne 8 dni…
A dziś, gdy patrzę z perspektywy czasu, trudno mi uwierzyć, że te same osoby, nieskore do rozmów dnia zerowego, odjeżdżając zwracały się do siebie – PRZYJACIELU. I choć można by powiedzieć, że zwrot ten zawdzięczamy animatorce, która ma duży problem
z zapamiętywaniem imion (więc słowo „przyjacielu” sprawdza się w takiej sytuacji) to tak naprawdę poznaliśmy ludzi, na których mogliśmy liczyć w każdej sytuacji. Tak jak na przyjaciela, który zwróci Ci uwagę, gdy robisz coś źle, ale i będzie z Tobą, gdy będziesz tej obecności potrzebował. Więc tak! Słowo „przyjacielu” było jak najbardziej adekwatne do rzeczywistości, która nas otaczała.

OGARNĄĆ CHWYTY W JEDEN DZIEŃ…

Bycie animatorem to często robienie rzeczy niemożliwych… Jedziesz na KODA i dowiadujesz się, że będziesz muzyczną, ale zupełnie nie ogarniasz nawet tych podstawowych chwytów… Więc co robić? Napisać księdzu, że jednak zachorowałaś? Powiedzieć, że nigdy wcześniej nie widziałaś gitary na oczy? Nie.  Pożyczasz gitarę od kolegi, drukujesz śpiewnik i jedziesz! Znajome? Tak. I nawet doświadczone na własnej skórze! Bo gdy wiesz, że są obok Ciebie ludzie, którzy będą śpiewać nawet, gdy gitara gra zupełnie inną melodię, albo dopasują się do Twojej wersji piosenki tylko dlatego, że inaczej zagrać nie umiesz, to już wiesz, że rzeczy niemożliwe stają się możliwe, a wytrwałość i trud zawsze zaowocują.

KISIEL PARTY!

Wstajesz na jutrznie. Ząbki ładnie umyte, makijaż zrobiony, więc grzecznie wchodzisz sobie na Facebook’a – w końcu zasłużyłaś i masz na to czas… Nagle w powiadomieniach informacja, że dziś obchodzimy Friends day! Idealnie! Uczcimy to na Taborze! Gdy więc nastał wieczór, udaliśmy się wszyscy na odprawienie pobożnych modłów do taborowej kaplicy, a w tym samym czasie (jak podejrzewamy) jakieś Taborskie Anioły zorganizowały dla nas „Kisiel Party”- obficie zastawiony stół, pełen żelek, chipsów, ciasteczek i masy innych łakoci. Okazało się nawet, że kisiel o smaku PITACHAJA i gra w Taboo w takim gronie smakowały dużo lepiej niż zapewniają producenci ?

Bo KODA to nie tylko czas spędzony w kaplicy na modlitwie, czy warsztatach, które pokazują nam jak być dobrym animatorem, ale to też czas na bycie z drugim człowiekiem, na integracje i chwilę odpoczynku. Tak więc inspirując się  słowami św. Łukasza z Dziejów Apostolskich: „Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne” w naszej grupie nie zabrakło czasu na to, aby usiąść sobie na kanapie i tak po prostu pobyć ze sobą, czy to grając w gry rozwijające naszą spostrzegawczość, kreatywność, bądź to na luźnych rozmowach, wspólnym wyjściu do kina czy na spacer.

I GDY NADEJDZIE GODZINA SĄDU…

Tak. Już chyba wszyscy się domyślamy, że chodzi o syntezę.  Najbardziej rozsławiony, wywołujący strach i przerażenie element planu każdego dnia na KODA. Jest to czas podsumowania wszystkiego, co przeżyliśmy w ciągu dnia – tego, co nam się udało, ale i zwrócenie uwagi na to co nie wyszło, albo czego zwyczajnie zabrakło. Wydawać by się mogło, że takie wyciąganie wszystkich niedoskonałości nie służy budowaniu wspólnoty i relacji przyjacielskich. Nic bardziej mylnego! Jeśli wspólnota jest dojrzała, a każdy jej członek potrafi stanąć w prawdzie o samym sobie, to czas syntezy staje się chwilą spędzoną w gronie ludzi, którym na sobie zwyczajnie zależy.  A my, byliśmy dla siebie jak kochająca się rodzina i każdy z nas odbierał pochwałę, ale też uwagę, jako wyraz troski, bo przecież „(…)wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę” (Ap 3, 19)

A JAK ZOSTAĆ PRZYJACIELEM PUTINA?

To bardzo proste! Wystarczy zorganizować AGAPE w stylu rosyjskim!

Każde rekolekcje oazowe kończą się ucztą miłości – AGAPE, chociaż powinienem napisać AГAПE, ponieważ nasze zakończenie było tematycznie związane z Rosją. Cała nasza siedziba została przystrojona w barwy narodowe Rosji. W centralny miejscu powieszona została flaga, na środku której zawisł portret Władimira Putina. Po tradycyjnym polonezie, przywitaniu gości chlebem i solą rozpoczęliśmy kolację. Gospodarze naszej AGAPE zadbali, aby potrawy, które pojawiły się na stole, były przynajmniej inspirowane kuchnią rosyjską. Część oficjalną zakończyły również tradycyjne podziękowania i koncert pieśni rosyjskiej w wykonaniu jednej z animatorek. W tym miejscu rozpoczęło się 5 minut dla fotoreporterów, ponieważ każdy chciał mieć zdjęcie z przyjacielem Putinem. Druga część AGAPE była historią opowiadaną przez nas wspólnie (a jakże!). Streszczając ją w dwóch słowach zaczęła się od kuligu carskiego dworu, a skończyła w szpitalu psychiatrycznym. Nie wiedzieć czemu wielu pacjentów spontanicznie wymawiało wyraz Putin. Do dzisiaj nie wiadomo co inspirowało autorów pomysłu.

I CO DALEJ?

Zobaczymy. Jedno co jest pewne to to, że poznałam niesamowitych ludzi. Ludzi, którym zależy na Ruchu, na własnej formacji i na tym, aby być po prostu dobrymi animatorami. Ich pokora, dbałość o szczegóły, a także niesamowita troska o siebie nawzajem sprawiły, że przez tydzień mogłam się poczuć jak członek jednej, wielkie rodziny. I za słowami: „Błogosławcie Pana, że Mu ufam jeszcze…” życzę każdemu z nich, aby ufali, a swoją drogę w Ruchu zawierzali Panu. I wierzę, że jeśli wytrwają w swojej formacji, to będą nie tylko wspaniałymi animatorami, ale i rewelacyjnymi ludźmi (przecież już tacy jesteście…).

 

Dominika Szczepanik
Mateusz Ślęzak