W odwiedzinach u Przyjaciół

Świadectwo z oazy rodzin III stopnia w Rzymie

Tak to właśnie jest, jak się jedzie do miasta, gdzie ma się dużo przyjaciół – chciałoby się z każdym choć na chwilę zamienić słowo, do każdego na chwilę wpaść w odwiedziny. Nie inaczej było z naszymi rekolekcjami Oazy Rodzin III stopnia w Rzymie!

W dniach 14–30 lipca wraz z grupą liczącą w sumie 29 osób pojechaliśmy w odwiedziny do świętych przyjaciół w Rzymie. Niektórych z nich znaliśmy, innych poznaliśmy na miejscu – a byli oni dla nas bardzo hojni. W ciągu 15 dni rekolekcji doświadczyliśmy wiele gościnności, piękna i niesamowitej głębi Kościoła.

Zachwycając się otaczającym nas pięknem, zachwycaliśmy się tak naprawdę Jezusem i miłością, jaką pierwszy Kościół darzył Chrystusa. Nie dało się nie zarazić tą miłością, gdy kroczyliśmy po tych samych kamieniach, po których stąpali pierwsi chrześcijanie, gdy w katakumbach, wśród tych samych ścian, wśród których gromadzili się oni, rozbrzmiewało nasze „Zwycięzca śmierci”, gdy sami poprzez codzienną liturgię tworzyliśmy Kościół, który był świadectwem dla wszystkich, którzy słyszeli naszą modlitwę.

Rekolekcje wraz z innymi rodzinami i grupą młodzieżową przeżywaliśmy „w drodze” (i nie da się tego lepiej opisać), pod czujnym okiem księży moderatorów, ks. Jana Kobaka i ks. Tomasza Rusyna, którzy nie pozwolili, by zgubiła się żadna owieczka, a zamiast tego sprawili, że wszystkie owieczki zmieniły się w „małych Rzymian”. Rzymian, którzy wzdłuż i wszerz przemierzali nie tylko rzymskie ulice, ale też Watykan i Asyż.

Odkrywaliśmy kolejne kościoły stacyjne, przyglądając się fundamentom Kościoła (i dosłownie, i w przenośni), którymi wielokrotnie były po prostu domy chrześcijan – domus ecclesiae, czyli nic innego jak domowe Kościoły! Jakże to było nam bliskie. Szczególnie poruszające były odwiedziny u św. Piotra, czyli skały, na której zbudowany jest Kościół. Jak głosił w jednej ze swoich katechez ks. Franciszek Blachnicki: „Żywy Kościół musi się zrodzić w głębi ludzkiej osoby”. To spotkanie i modlitwa u grobu pierwszego Apostoła były tak osobistym doświadczeniem, że nawet trudno je opisać, jednak na pewno pozostaną dla nas przemieniającym doświadczeniem żywego Kościoła. Od tego czasu czytanie Dziejów Apostolskich nabiera nowego znaczenia!

Ale święci Piotr i Paweł (urząd i charyzmat Kościoła) to nie jedyni święci, z którymi jeszcze mocniej zaprzyjaźniliśmy się w czasie Oazy. Oni wskazali nam na innych – męczenników, swoich znajomych, którzy ginęli w imię Chrystusa. Na pewno o nich kiedyś słyszeliście, to: Andrzej, Jakub, Jan, Tomasz, Jakub, Filip, Bartłomiej, Mateusz, Szymon i Tadeusz, Linus, Klet, Klemens, Sykstus, Korneliusz, Cyprian, Wawrzyniec, Chryzogon, Jan i Paweł, Kosma i Damian. Wymieniani w kanonie rzymskim, ale zawsze nieco odlegli, oddzieleni od nas wieloma wiekami. A przecież dla wierzących pierwszego Kościoła to byli ich bliscy, ci, z którymi pracowali, spotykali się na liturgii, których mijali na ulicy! Nic więc dziwnego, że mijając na ulicach ich kościoły, poznaliśmy się bliżej.

Doświadczaliśmy Kościoła nie tylko w kościołach, ale również w spotkaniu z Żywym Kościołem, czyli tymi, którzy na co dzień starają się wypełnić powołanie do świętości. Jednym z takich niezapomnianych spotkań była wizyta u jałmużnika papieskiego, kard. Konrada Krajewskiego, którego ewangeliczne świadectwo rozpaliło w naszych sercach pragnienie służby.

Poprzez wspólne przeżywanie odkryć, zachwytów i trudów rekolekcji (kogo nie bolały nogi, niech pierwszy rzuci kamieniem) w bardzo naturalny sposób zawiązaliśmy wspólnotę, w której nie brakowało przedstawicieli różnych diecezji, a nawet różnych krajów. Wspólnotę rekolekcyjną, w której uczyliśmy się służyć sobie nawzajem jak w rodzinie (a wyjścia na lody w rodzinie też są bardzo ważne!), po to żeby móc potem służyć dalej – już nie tylko brać, ale dawać, by również dla siebie czerpać.

I choć tamte chwile już minęły, to wspomnienie upału, wody, cykad i tej świętości pierwszych chrześcijan pozostanie naszym rzymskim orężem, z którym ruszamy budować swój domowy Kościół w codzienności!

Ania i Irek Plisiowie