„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15,16)

Świadectwo uczestników oazy rodzin III stopnia w Czarnej Sędziszowskiej

Na początku może kilka słów o nas. Mam na imię Monika, mój mąż Bartek. Jesteśmy małżeństwem niespełna sześć lat. Mamy dwójkę dzieci w wieku 3,5 i 1,5 roku. Mieszkamy pod Lublinem. W Domowym Kościele jesteśmy od 2017 r. W 2018 r. uczestniczyliśmy w rekolekcjach OR I st. w Rzepiskach, a rok później OR II st. w Serpelicach nad Bugiem, organizowanych przez Ruch Światło-Życie Archidiecezji Lubelskiej.

Gdy patrzę wstecz, uświadamiam sobie, że nasza droga do tegorocznych rekolekcji OR III st. była dość kręta. Początkowo nie byliśmy zgodni, czy w tym roku również jechać na długie rekolekcje wakacyjne. A gdy już się zdecydowaliśmy, to rozglądaliśmy się raczej za „trójką” nad morzem, jednak perspektywa wielogodzinnej podróży z dwójką małych dzieci sprawiła, że zaczęliśmy szukać czegoś bliżej Lublina. Wykonaliśmy kilka telefonów, odpowiedź: brak wolnych miejsc i długa lista rezerwowa. Przyznaję, już trochę zrezygnowana wysłałam jeszcze maila do pary moderatorskiej (Renia i Jarek) organizującej OR III stopnia w diecezji rzeszowskiej. Bardzo szybko przyszła odpowiedź: tak, są wolne miejsca. Wydawało się, że wszystko już jest ustalone i wtedy nadciągnęła pandemia. W maju otrzymaliśmy informację, że wszystkie oazy zostają odwołane. Miesiąc później zadzwonił Jarek z zapytaniem, czy nadal chcielibyśmy wybrać się na rekolekcje, bo jest zielone światło, by je jednak przeprowadzić. To była bardzo trudna decyzja, w zasadzie same argumenty na „nie”, poza tym jednym: jeżeli Pan Bóg dopuszcza, by te rekolekcje się odbyły, to widocznie taka jest Jego wola, abyśmy w nich uczestniczyli.

Rekolekcje OR III st. przeżywaliśmy w Domu Rekolekcyjnym „Kana” w Czarnej Sędziszowskiej pod Rzeszowem wraz z pięcioma innymi rodzinami i grupą młodzieży oraz księżmi moderatorami Tomaszem Rusynem i Janem Kobakiem. Oczywiście, zgodnie z obowiązującym reżimem sanitarnym: w oparach środków do dezynfekcji i w maseczkach, gdy było to potrzebne.

W czasie rekolekcji OR III st. odkrywaliśmy i poznawaliśmy Chrystusa obecnego w Kościele. Zgłębialiśmy prawdę o różnorodności i bogactwie Mistycznego Ciała Chrystusa na wzór licznych członków, które, choć różne i pełniące odmienne funkcje, stanowią jeden organizm. Narzędziem do tego były codzienne wyjazdy do kościołów stacyjnych, by tam pokrótce poznawać historię tych miejsc i sprawować Eucharystię nawiązując duchową łączność z wszystkimi, którzy modlili się tam przed nami i przyjdą po nas. Były to różne miejsca, poczynając od kościołów parafialnych w Czarnej Sędziszowskiej czy Kamionce, przez sanktuaria, po katedry w Rzeszowie i Przemyślu. Mnie szczególnie urzekł zabytkowy kościół na terenie skansenu w Kolbuszowej. Był to prosty, drewniany kościółek z ołtarzami w ludowym stylu, jakie pamiętam z dzieciństwa, gdy jeździliśmy z rodzicami na odpusty w okolicznych parafiach. Niezwykłe wydały mi się zwłaszcza płótna zdobiące sufit i ściany prezbiterium, na których wymalowano marmurowe bloki i kolumny. Porusza mnie to, że prości ludzie czując marność tego, co mogli zaoferować, starali się chociażby w iluzoryczny sposób podnieść rangę tego miejsca, by było ono bardziej godne Boga. Dodatkowo, w poznawaniu bogactwa Kościoła pomagały nam spotkania z reprezentantami różnych katolickich wspólnot, którzy przedstawiali nam swoją duchowość i działalność.

W liturgii wspominaliśmy świętych męczenników i świadectwo, jakie złożyli, oddając życie za wiarę w Jezusa Chrystusa. Było nam dane, by tajemnicy męczeństwa dotykać w szczególnym miejscu, gdyż w okolicach Czarnej Sędziszowskiej urodził się i żył błogosławiony ksiądz Roman Sitko, który zginął w obozie Auschwitz-Birnekau. Natomiast w wymiarze rzeczywistym mogliśmy umacniać się pięknym świadectwem wiary młodzieży. Urzekały nas ich entuzjazm, zaangażowanie i niespożyta energia. Mnie szczególnie zachwyciło to, jak śpiewali, aż miałam gęsią skórkę na ramionach. Z rodzinkami mieliśmy okazję poznać się znacznie lepiej. Każde z małżeństw było wyjątkowe. Ich historie i doświadczenia, którymi dzielili się z ogromną otwartością, poruszały nasze serca. Mogliśmy od nich czerpać pełnymi garściami. Jednak największe wrażenie wywarli na nas Magda i Filip, którzy przyjechali z Irlandii z trójką małych dzieci. Podziwiamy ich odwagę i determinację. Choć dzieciaki dawały im w kość, oni ze skupieniem uczestniczyli niemalże we wszystkich punktach programu, robili notatki, nagrywali melodie psalmów, by nieść dalej to światło do swojej wspólnoty w Irlandii. Patrząc na nich, aż było mi wstyd, że my, mając możliwość uczestniczenia w rekolekcjach w zasadzie na wyciągnięcie ręki, podeszliśmy do nich nie dość poważnie.

Naszym zadaniem na tym etapie formacji było rozeznawanie swojego miejsca i swojej roli w Kościele. W tym kontekście niezwykle wartościowe były dla mnie rozważania na temat służby. Mieliśmy okazję zastanowić się, czym dla nas jest służba, jak realizujemy ją w naszym małżeństwie i rodzinie, czy jest dla nas źródłem radości, czy wręcz przeciwnie. Rekolekcje III stopnia są przygotowaniem do pójścia o krok dalej, czyli do służby we wspólnocie, jaką dla nas jest Domowy Kościół i Ruch Światło-Życie. Jedno z kazań ks. Jana uzmysłowiło mi, czym właściwie jest nasza formacja i jakie ma cele. Otworzyło mi oczy na to, że formacja podstawowa (czyli oazy I, II i III stopnia oraz ORAR-y) ma za zadanie dopiero przygotować nas do stania się członkami Ruchu. Na tym etapie jesteśmy jak dzieci karmione i zaopiekowane przez innych. Z czasem trzeba jednak dorosnąć, a ta „dorosłość” jest równoznaczna z przyjęciem posługi. Wówczas formacja zaczyna się od początku, ale już na wyższym poziomie. I tak niby kręcimy się w kółko, ale jesteśmy coraz wyżej. Bardzo poruszyła mnie zachęta, byśmy nie byli przysłowiowymi Piotrusiami Panami w Ruchu, którzy chcieliby tylko czerpać i najlepiej sami się nie wychylać, a taka pokusa jest ogromna. I jeszcze jedna taka właściwie oczywistość: kto nie chce, zawsze znajdzie wymówkę, a ten, kto chce, znajdzie sposób.

Co nam dały te rekolekcje? W pierwszej kolejności jest to wielkie umocnienie duchowe, którego w tym trudnym czasie pandemicznym bardzo potrzebowaliśmy. Drugim konkretnym owocem jest podjęta przez nas Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Przez poprzednie lata sądziliśmy, że Krucjata nie jest dla nas, bo problem alkoholowy nie dotyczy nikogo w naszym najbliższym otoczeniu. Ten czas był jednak potrzebny, byśmy uświadomili sobie, jak wiele jest innych zniewoleń, które zagrażają nam i naszym dzieciom, i podjęli się uczestnictwa w tym dziele. Po trzecie, tematy rozważane podczas rekolekcji otwierały mi oczy na wiele spraw, dały okazję do głębszych refleksji nad naszym życiem małżeńskim, rodzinnym, wspólnotowym, z których wypłynęły także konkretne postanowienia dotyczące wszystkich tych wymiarów.

Jesteśmy przekonani, że nasze uczestnictwo w tych rekolekcjach było i jest wielkim dobrem. W tym przekonaniu utwierdzają nas także wszystkie przeciwności, których w obfitości doświadczaliśmy przed wyjazdem i w trakcie samych rekolekcji (między innymi spędziłam z córką dwie doby w rzeszowskim szpitalu dziecięcym po jej nieszczęśliwym upadku na głowę). Dziękujemy Panu Bogu, że mogliśmy przeżywać te rekolekcje, organizatorom za odwagę podjęcia się tego dzieła, księżom za głoszone słowo, współuczestnikom za wspaniałe świadectwo wiary!

Na koniec nawiążę do tytułu naszego świadectwa: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15,16). W tym roku wyraźnie jak nigdy wcześniej widzimy, że Pan Bóg sam pokierował naszymi drogami tak, że zapisaliśmy się akurat na te rekolekcje i akurat one się odbyły, podczas gdy dziesiątki innych zostały definitywnie odwołane. Tak wiele małżeństw pragnęło przeżywać oazy wakacyjne, a akurat nam ta łaska przypadła w udziale. Czujemy się wyróżnieni i wdzięczni za to. Choć rekolekcje się zakończyły, to dla nas jest to być może dopiero początek, bo Pan nie postawił kropki po „ale Ja was wybrałem”, tylko kontynuował: „i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał […]”. Jak, gdzie, kiedy? Nie wiemy. Wiemy jedynie, że chcemy pełnić Wolę Bożą.

Monika Iwanek (z mężem Bartkiem)

Archidiecezja lubelska