Co w sercu, to w mowie
Aby w Środę Popielcową gorączkowo nie zastanawiać się nad postanowieniem, wystarczy dziś zrobić porządny rachunek sumienia.
Bywa tak, że człowiek pewnego dnia, na skutek jakiegoś wydarzenia lub słów, uświadamia sobie, że przez lata robił coś źle, krzywdził kogoś, postępował niesprawiedliwie… Nigdy wcześniej nie zdał sobie z tego sprawy. Miał nawet dobre intencje. Gdyby wiedział wcześniej, to by przestał. Na pewno każdy coś takiego przeżył albo przeżyje. Tak więc widać, że można robić coś złego, ale nie z premedytacją, a nawet z dobrą intencją.
Ta życiową obserwacja jest powodem do następujących wniosków: nie ma co skupiać się na wadach bliźniego, bo może ja robię znacznie gorzej, tylko jeszcze o tym nie wiem oraz mój bliźni niekoniecznie robi coś złego z premedytacją.
O tym właśnie mówi Chrystus. Człowiek święty usprawiedliwia w sercu złe postępowanie innych. Pewien pobożny Żyd, widząc innego Żyda jedzącego wieprzowe mięso i to w czasie postu, podejrzewał pokornie, że człowiek ten nie wie, co to za mięso, ani że to czas pokuty. Z obfitości serca mówią usta.
Najlepiej patrzeć na siebie i sobie się przyglądać. Wtedy człowiekowi automatycznie zamyka się buzia. Im bardziej widzi się swoją mierność, tym więcej dobra widzi się w braciach. A dobre słowo podnoszą.