Z dziennika małego muzyka

Pierwsza posługa na wakacjach to nie lada przeżycie. Tym razem trzeba stanąć po tej drugiej stronie. Oto jak swoje praktyki wspomina nasza Julka.

Alleluja!

Nazywam się Julka Łyczko i jestem w Ruchu Światło-Życie od dziewięciu lat. W tym roku byłam na swoich pierwszych oazowych praktykach jako animatorka muzyczna. Od zawsze muzyka była nieodłącznym elementem mojego codziennego życia – spędziłam w szkole muzycznej 12 lat. Moim marzeniem było dzielenie się z ludźmi tym, co już w jakimś stopniu potrafię i umiem. To był najważniejszy cel. W oazie nauczyłam się, że muzyka jest czymś więcej. Oprócz całej teorii i zasad posiada wielką moc, a dokładnie jest jednym z ulubionych sposobów Pana Boga, a także człowieka, by przybliżyć się do siebie i móc porozmawiać poprzez śpiew czy grę na instrumencie. Z takim nastawieniem pojechałam na moje pierwsze praktyki, a dokładnie na 2° Oazy Nowej Drogi w Bieździedzy.

Początkowo odnajdywałam się tam znakomicie, bo w końcu robiłam to, co kocham najbardziej. Lecz wraz z kolejno mijającymi dniami, mówiąc szczerze, było coraz ciężej. Razem z całą kadrą zaczęliśmy odczuwać ogromne zmęczenie. Po kolei opadaliśmy z sił, wątpiliśmy w znaczenie naszej posługi, a co najgorsze – zaczęliśmy w tym wszystkim zaniedbywać nasze osobiste relacje z Panem Bogiem. Animatorskie „załamki” były też często powodowane zachowaniem uczestników. Patrząc na ich wiek oraz to, w jakim świecie aktualnie żyjemy, potrzebowali oni maksimum naszej uwagi. W grupie bardzo się rozpraszali i często nie mogli się skupić oraz skoncentrować na podstawowych czynnościach. Mimo to, zauważalna była w nich chęć przybliżenia się do Boga, zaangażowanie w poszczególne punkty programu czy po prostu radość Dzieci Bożych!

Co do całej kadry, mówiąc najprościej, a zarazem najszczerzej – to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały. Świetnie się dogadywaliśmy i rozumieliśmy. Staraliśmy się wspólnie wspierać i pomagać sobie nawzajem. Nie było między nami konfliktów czy niedopowiedzeń, a każde niejasności były od razu wyjaśniane i rozwiązywane. Byliśmy jedną całością, napędzaną przez Ducha Świętego i to dawało się odczuć. Co do mnie, nie miałam grupy i bardzo się z tego cieszyłam, bo mówiąc szczerze, nigdy nie czułam się dobrze w prowadzeniu spotkań czy braniu odpowiedzialności za kilka osób. Dlatego też można powiedzieć, że miałam trochę więcej chwil wytchnienia, niż inni animatorzy. Nie miałam do czynienia z małymi grupami, ale z całą wspólnotą. Mając troszkę więcej czasu, mogłam obserwować uczestników, próbować ich poznać, a w ten sposób znaleźć na nich jakiś odpowiedni sposób. Dzięki temu zrozumiałam, że mimo trudu i wysiłku, jaki musieliśmy włożyć w te całe 15 dni, można wycisnąć również mnóstwo pozytywnych rzeczy.

Cała oaza była pięknym doświadczeniem i dziękuję Bogu za ludzi, których podczas niej poznałam. Nie tylko w kadrze, ale również pośród uczestników. Każda osoba na tych rekolekcjach była inna, ale przez to wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Doświadczałam tego w wielu słowach wsparcia, w pomocy, którą mi oferowano każdego dnia, a także w ogromnym zaufaniu uczestników do mnie. Kończąc, pragnę zachęcić nie tylko młodych, ale również doświadczonych animatorów do posługi na rekolekcjach wakacyjnych Ruchu Światło-Życie, do dzielenia się i dawania innym oraz do tego, co jest wręcz nieodłącznym elementem każdego animatora – do służby. Bo jak powiedział drugi moderator Ruchu Światło-Życie, ksiądz Wojciech Danielski: „Otrzymamy tym więcej, im bardziej będziemy miłosierni, po to otrzymamy, iżbyśmy się dzielili i tworzyli między sobą miłosierdzie”.

PS: Fajnie jest na oazie! ?

an.muz. Julka Łyczko