Wizytacja

Nie ma to jak odwiedziny moderatora! Jak to się niegdyś mówiło: oko pańskie konia tuczy.

hello, hello

Przedakcja

Tydzień przed wizytą księdza Tomasza w Świlczy, przez cały piątkowy wieczór zastanawialiśmy się z diakonią wychowawczą (to brzmi dumnie), jak powinno wyglądać spotkanie. Pisaliśmy plan, rozmyślaliśmy nad tematem, na który ksiądz mógłby nam coś opowiedzieć, tworzyliśmy listę zabaw oraz tego, co trzeba zrobić przed spotkaniem.

Ale herbatka dobra

Napisaliśmy nawet posty na oazowych grupach z zapytaniem, w jakiej parafii nasz moderator już był, aby rozpoznać sytuację i wypytać obeznanych o szczegóły (wizja lokalna). Kupiliśmy także Cisowiankę niegazowaną, ponieważ w naszej salce woda z kranu bywa tak kamienista, że chwilami chrupie, a jeśli zrobioną herbatę odstawić na pięć minut, na dnie gromadzi się warstwa osadu, tak iż „barista” myśli, że posłodził i nie pomieszał. Postanowiliśmy zatem napój dla moderatora przygotować z owej Cisowianki. Co do napojów dowiedzieliśmy się nawet, jaką kawę pija nasz gość, ale rychło po uruchomieniu konspiracyjno-podziemnej siatki informacyjnej odkryliśmy, że tak naprawdę możemy zrobić księdzu tylko rozpuszczalne popłuczyny, ponieważ w salce nie mamy palnika.

Maxistranci

Wymyśliliśmy także zabawę w zrzucanie paczki zapałek z pokrywek, ale nikt z nas nie wpadł na to, że w naszej salce na środku są stoły, co może utrudnić pojedynek, więc w ostatniej chwili kto żyw, biegł, aby je poskładać (tak, mamy wypasione, supernowoczesne, solidne stoły, które w razie potrzeby składają się do rozmiarów krakersa).

Akcja

Ksiądz Rusyn przybył do Świlczy i w intencji naszej oazy odprawił Mszę świętą wraz z kapłanami z parafii. O ile zazwyczaj na komunię an. muz. Madzia każe nam śpiewać Jestem rybakiem Pana (z pokazywaniem)[1], tym razem stanęliśmy na rzęsach i zaśpiewaliśmy Witaj Pokarmie prawie w czterogłosie.

Nie ma to jak selfi

Zaraz po Eucharystii wszyscy ruszyliśmy do salki katechetycznej, gdzie czekały już ustawione ławki, Cisowianka oraz wspaniały plan spotkania. Nasi uczestnicy bardzo szybko polubili księdza Tomasza, a szczególnie podobały się nam opowieści o kilku najśmieszniejszych sytuacjach z oaz wakacyjnych, które prowadził[2]. Poza tym zadawaliśmy księdzu pytania o to, która z dwóch podanych rzeczy bardziej przypada mu do gustu: np. organy czy gitara („Żadne z nich mi nie przeszkadza. Ani nie pomaga”), upał czy mróz („Upał, bo nie trzeba odśnieżać”) oraz sutanna czy „na wujka” („to zależy” [nie wiemy, od czego]).

Kolejny selfik

Ciekawe było to, że nasze spotkanie przebiegało sinusoidalnie: mówiliśmy o rzeczach bardzo zabawnych, jak idea okno wychodzące z pokoju na kuchnię[3] oraz ile dni można jeść jednego kebaba (okazało się, że w lipcu cztery), a zaraz potem rozmawialiśmy o Triduum Paschalnym i o jego wyższości nad Świętami Bożego Narodzenia. Udało nam się nawet pogadać o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, zastanowić się, skąd się wzięła, i dojść do wniosku, że nadal jest potrzebna. Ksiądz zapytał każdego, w jaki sposób trafił do oazy. Było bardzo miło posłuchać, że niektórzy z nas przyszli przypadkiem, dla wyższej oceny czy dlatego, że się nudzili, a zostali tak długo i się rozwijają.

Z kapłanem przy herbacie

Ksiądz sam opisywał swoją drogę życiową, jak to niby zupełnie przypadkiem pojechał na wakacje, a potem został animatorem. I tak dalej, aż do moderatora diecezjalnego. Na zakończenie zaśpiewaliśmy księdzu błogosławieństwo Aarona, a potem on nam pobłogosławił i udał się na spotkanie najmłodszej naszej grupy, prowadzone przez Gabrysie Batóg i Weronikę Leśko (jeśli jeszcze o nich nie słyszeliście, to niedługo to się zmieni). Po spotkaniach wszyscy jeszcze długo siedzieliśmy w salce i piliśmy herbaty, także o smaku rumowym, a przy tym robiliśmy sobie wiele selfików, które możecie podziwiać.

Radość jest

Na koniec, kiedy wybiła już godzina, gdy młodsi uczestnicy musieli udać się do domów, zasiedliśmy diakonią wychowawczą wraz z księdzem moderatorem do obrad. Podzieliliśmy się słowem z dnia i długo, długo rozmawialiśmy o sytuacji na parafii, o zabawnych historyjkach, trudnościach i pomysłach, jak je rozwiązać.

List

Epilog[4]

Dwa tygodnie po spotkaniu napisaliśmy do księdza tradycyjny list ręką naszej najmłodszej uczestniczki Julianki. Dołączyliśmy też zdjęcie grupowe z podpisami z tyłu, żeby ksiądz tak łatwo o nas nie zapomniał ;-).

Myślę, że wizyta była bardzo udana i wesoła. Polecamy wszystkim parafiom, bo spotkanie z moderatorem diecezjalnym to prosty sposób na pokazanie uczestnikom, że Ruch jest większy niż parafia, że dużo się w nim dzieje i że jest w nim miejsce dla każdego. No i oczywiście to czas, który jakoś naturalnie spędza się Z RADOŚCIĄ.

 

Kilka złotych porad
Na wizytę moderatora

Za plecami moderatora
  1. Zastanów się – obgadaj z diakonią wychowawczą, kiedy chcecie zaprosić księdza.
  2. Zaproś moderatora.
  3. Uprzedź uczestników i powiedz, że nie muszą ubierać się elegancko.
  4. W panice zastanawiaj się, co powinieneś zrobić i jak będzie wyglądać wizyta.
  5. Dowiedz się, jaką kawę pije moderator (parzoną lavazzę bez cukru, co do mleka „nie mamy wiedzy”).
  6. Napisz na wszystkich oazowych grupach pytanie, jak wygląda wizyta.
  7. Uspokój się.
  8. Przygotuj jakiś plan i obgadaj go z księdzem.
  9. Leż.

 

JakimoWisz

Jesteśmy piękni, tylko światło kiepskie

[1] Oczywiście jest to żart, ponieważ an. Magdalena prędzej rozdarłaby szaty, leżąc u progu zakrystii, niż pozwoliła na coś takiegoI.
I To też żart, bo jak wiadomo an. Magdalena nigdy nie ubrałaby się nieskromnie, a już na pewno nie rozdarłaby bluzki w kościele.

[2] Nie opowiemy ich ze względu na prawa autorskie.

[3] U księdza w mieszkaniu zastosowano taką właśnie innowację techniczną.

[4] O tem-że dumać na krakowskim bruku,

Przynosząc z miasta uszy pełne stuku…