„Animator nie ma być nauczycielem, ale dawać świadectwo o tym jak
spotkał i odkrył Chrystusa.”
Sługa Boży Ks. Franciszek Blachnicki"
W dniach 17-19 grudnia kończącego się roku 1999 odbyły się Dni Skupienia
animatorów ruchu Światło-Życie diecezji rzeszowskiej oraz kolejna sesja
Drugiego rok Szkoły Animatora pod przewodnictwem ks. Mariusza Cymbały. W
zasypanym śniegiem Niechobrzu musiało pomieścić się przeszło 100 osób.
W tym miejscu rozpoczęła się nasza nowa droga, prowadząca do wyboru
przyszłej posługi. W czasie trwania sesji spotkaliśmy się z ludźmi,
którzy już odkryli swoje powołanie do odpowiedniej służby i pragnęli
pomóc nam w podjęciu tej trudnej decyzji.
Zapoznaliśmy się więc z pracą
i celami Diakonii Wyzwolenia, która służy pomocą w wyzwalaniu się z
kajdan nałogów i wszystkich naszych małych zniewoleń, budując m. in.
dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Wraz z animatorami Diakonii Życia,
którzy podejmują trud obrony życia, służąc wbrew pozorom nie tylko
dzieciom nienarodzonym, lecz prowadząc swojego rodzaju „kampanię”,
uświadamiającą człowiekowi jego godność i wyjątkowość, rozmawialiśmy o
samoakceptacji. Odwiedzili nas także członkowie Diakonii Ewangelizacji,
którzy uświadomili nam potrzebę głoszenia Dobrej Nowiny, ale także
wcześniejszego nawrócenia nas, którzy mamy tę Nowinę głosić. Bo kto ma
dziś świadczyć, jeśli nie my? Na te i inne tematy dyskutowaliśmy podczas
spotkań w grupach. Wszyscy z uśmiechem wspominamy udane lub mniej udane próby stworzenia
rysunków czy ewangelizowania „ludzi zdemoralizowanych”, jak to czynili
na swoich spotkaniach animatorzy. Pragnąc ciągle rozwijać swoje życie duchowe, zagłębiali się oni w
tajniki ewangelizacji, mogli wyrazić swoją opinię na temat reklamy(
jednocześnie dobrze się bawiąc tworzeniem swojej własnej ) oraz swoje
wątpliwości w kwestii potrzeb i wartości ważnych w ich własnym życiu i w
życiu każdego chrześcijanina. W klimacie wzajemnej akceptacji i przedświątecznego oczekiwania na
przyjście Dzieciątka poznawaliśmy się nawzajem, pogłębialiśmy i
umacnialiśmy dotychczasowe znajomości, a przede wszystkim mieliśmy
możliwość zajrzeć w głąb siebie na modlitwie. Na korytarzach i w
pokojach ciągle rozbrzmiewał śpiew: „Dzięki za Twój krzyż, dzięki za
zwycięstwo Twe...” , a wieczorem, gardząc łóżkiem, śpiewaliśmy znane i
mniej znane piosenki. Choć przeżywaliśmy, jak każdy człowiek chwile radosne i smutne, choć
może nie wszystko się udało, to wiemy jedno: był z nami nasz Przyjaciel,
Jezus. I za to chwała Panu.
Kasia Kruk i Monika Cieszyńska
|