Chyba najstarsza i najbardziej popularna forma wieczorków pogodnych. Wymaga jednak przygotowania aktorów oraz odpowiednich rekwizytów i kostiumów do poszczególnych scenek i monologów.
Babcia (B) siedzi na krześle i robi coś na drutach i nie przejawia
zainteresowania tym co się dzieje na scenie. Wpada wnuczek (W):
W: Babciu! Dzisiaj telewizja do ciebie przyjeżdża!
B: A tak, wnuczusiu, tak...
W: Wiesz jakie będą ci zadawać pytania i co masz odpowiedzieć?
B: Nie, wnuczusiu, nie...
W: A więc babciu, jak zapytają Cię ile masz lat, odpowiesz, że sto.
B: Sto, wnuczusiu, sto...
W: A kiedy zapytają się ile masz prawnuków, to powiesz,że 20, dobrze?
B: Tak, tak, 20...
W: Babciu, słuchaj mnie uważnie. Jeżeli pan dziennikarz
zapyta się gdzie jest dziadziuś, to powiesz, że pojechał do Ameryki i przywiezie taki
wielki (tu gest ukazujący jak dużo) wór cukierków
B: Cukierków, wnuczusiu, cukierków...
W: A jak zapytają gdzie twoja krasula, to powiesz, że
zdycha pod płotem na suchotę. Zapamiętałaś babciu wszystko?
B: Tak, tak, wnuczusiu, suchoty...
W: No to pa babciu, przyjdę później.
Wnuczek wychodzi. Zjawia się Dziennikarz (D) z kamerzystą.
D: Dzień dobry pani. Jesteśmy z telewizji,
przyszliśmy zrobić z panią wywiad. Pierwsze pytanie: ile ma pani lat?
B: 20...
D: Aha.... A ile pani ma prawnuków?
B: Sto...
D: Hmm... A gdzie jest pani mąż?
B: Zdycha pod płotem na suchoty...
D: No tak... To gdzie jest pani krasula?
B: Pojechała do Ameryki i przywiezie taki wielki (gest) wór cukierków...
D: Dziękujemy za wywiad, proszę oglądać dzisiejsze
wydanie Wiadomości o 19:30. Do widzenia.
Ekipa telewizyjna wychodzi. Wpada wnuczek.
W: I co babciu, byli???
B: Byli, wnuczusiu, byli...
W: I co odpowiedziałaś, kiedy zapytali się ile masz lat?
B: 20, wnuczusiu...
W: Oj, babciu, a powiedziałaś, że ile masz prawnuków?
B: Sto, wnuczusiu...
W: Babciu! A gdzie jest dziadziuś?
B: Zdycha pod płotem na suchoty...
W: A krasula?
B: Pojechała do Ameryki i przywiezie taki wielki wór
cukierków...
W(chwyta się rękoma za głowę): Oj,
Babciu! Coś ty zrobiła?
B(po raz pierwszy okazuje zainteresowanie i pokazuje to co
cały czas robi na drutach): Skarpetki, wnuczusiu, skarpetki! [^]
Trzy osoby grają pijaków (1,2,3), tj. chodzą chwiejnym krokiem trzymając
się za ramiona, mogą coś śpiewać. Podchodzi do nich człowiek (C) z butelką, z
cieczą koloru herbacianego.
C: Przepraszam panów... Czy popilnują mi panowie
tej buteleczki przez moment, zapomniałem czegoś z domu...
1: Ależ oczywiście... Daj pan tę butelkę...
Człowiek wychodzi, a pijacy odkręcają butelkę, próbują po kolei cieczy i
sprzeczają się:
1: Whisky!
2: Nie, nie... to jest piwo! Nie widzisz koloru...
3: A nie... bo to jest... Szampan!
1: Dajcie, dajcie... To nie jest szampan! To jest
wódka!
2: Koniak!
I tak dalej, aż wypiją wszystko. Wyrzucają butelkę i wychodzą.
Wchodzi człowiek, widzi butelkę i zmartwiony mówi:
C: No nie... Znowu wypili mój mocz do analizy... [^]
Wchodzi osoba grająca reżysera, który z trudem mówi po polsku, ma akcent
amerykański i wtrąca obce słowa. Mówi, że przyjechała do Polski, aby
nakręcić film, bo tu są dobrzy aktorzy, tacy jak Bogusław Linda, Cezary Pazura, Kasia
Figura. Scenariusz filmu jest po prostu fascynujący i teraz nagramy pierwszą
scenę. Postacie w filmie: matka, syn, lekarz i grabarz. Scenariusz
wygląda następująco:
"Syn wraca do domu po wojnie
Syn: Mamo!!! Umieram!!!
Matka: Synu!!! Nie umieraj!!! Lekarza!!!
Lekarz (wchodzi, bada puls): Grabarza!
Grabarz za nogi ciągnie Syna za scenę."
Aktorzy starają się zagrać tak jak chce reżyser, któremu nic się nie podoba.
Chce, żeby aktorzy to zagrali płacząc, żeby to była komedia, musical, film
s-f, itd. Wszystko zależy od pomysłów reżysera. Można też wciągnąć
publiczność, aby podawała pomysły jak aktorzy mają zagrać. [^]
Narrator: Raz w kościele przy konfesjonale
staruszek sobie siedzi i słucha spowiedzi.
Przychodziły tam mężatki, panny wdówki,
aż przyszedł chłopczyk malutki.
Chłopczyk: Nie jadłem, nie piłem, lecz mam wielką winę
Całowałem dziewczynę.
Ksiądz: Całowałeś pewnie w czoło.
Chłopczyk: Niżej...
Ksiądz: Straszny twój los, całowałeś pannę w nos?
Chłopczyk: Niżej...
Ksiądz: Wielka twa rozpusta, całowałeś pannę w usta...
Chłopczyk: Niżej...
Ksiądz: Ja tego nie przeżyję, całowałeś pannę w
szyję?
Chłopczyk: Niżej...
Ksiądz: Wielki twój występek, całowałeś pannę w
pępek...
Chłopczyk: Niżej...
Ksiądz: O matko kochana! Tyś całował jej kolana!
Chłopczyk: Wyżej...
Ksiądz: Chłopcze, oszczędź mi tę mękę...
Gdzieś całował tę dziewczynę?
Chłopczyk: W rękę... [^]
Julia stoi na balkonie (na krześle), a Romeo klęczy przed nią i usilnie ją
prosi: "Julio! Daj mi... No proszę daj... Przepiękna... Już nie
mogę dłużej czekać! Daj mi!!!" itd. Julia za każdym razem odpowiada
"nie". Po dłuższym czasie Julia daje się ubłagać "No
dobrze..." i rzuca Romeo rolkę papieru toaletowego, zaś on złapawszy od razu
wybiega ze sceny. [^]
Hrabia (H) po długiej nieobecności wraca do swoich dóbr. Na stacji
oczekuje go ekonom (E).
H: No, co tam u nas słychać?
E: A nic wielkiego. Tylko dwa psy zdechły.
H: Zdechły? Szkoda. A co im się stało?
E: Bo się objadły padliny końskiej.
H: Padliny końskiej? Skąd się wzięła?
E: Bo jak się spaliły stajnie, nie zdążyliśmy
wyprowadzić koni.
H: Stajnie się spaliły? Kto je podpalił?
E: Nikt panie hrabio. Zajęły się od budynków
gospodarczych.
H: To i budynki spłonęły? Jak to się stało?
E: Kiedy się palił pałac, wiał bardzo silny wiatr i
iskry leciały prosto na zabudowania.
H: Jak to, więc i pałac?
E: A tak, bo się firanki od świec zajęły.
H: A skąd tam świece, przecież jest elektryka.
E: Świece stały przy trumnie.
H: Czyjej???
E: Matki pana hrabiego.
H: Matka nie żyje...
E: Nie żyje, dostała apopleksji.
H: A dlaczego, jak to się stało? Co zaszło?
E: Ano, jak się dowiedziała, że pani hrabina uciekła z
rządcą... [^]
Zdaje egzamin dwóch kleryków, jeden mądry, drugi głupi. Głupi
martwi się, że obleje, więc podsłuchuje co mówi jego kolega.
Mądry: Nie bój się, mów tak jak ja, a będzie dobrze.
Profesor (do mądrego): Co zrobisz, jak ci w
czasie Mszy wpadnie do kielicha mucha?
Mądry: Obliżę ją i wyrzucę do lavabo.
Profesor: Dobrze. Jesteś księdzem.
Mądry: Jeszcze nie, ale z łaski waszej dostojności nim
zastanę.
Profesor (do głupiego): Co zrobisz jak ci w
czasie błogosławieństwa w kościele byk wpadnie do wnętrza świątyni?
Głupi: A no, wyjmę go, obliżę i wrzucę do lavabo.
Profesor: Głupi jesteś.
Głupi: Jeszcze nie, ale z łaski waszej dostojności nim
zostanę. [^]
Syn wraca do domu ze szkoły. Ojciec czeka na niego z dziwną maszyną
(w niej ukryty człowiek).
Syn: Cześć tato! Daj mi na loda!
Ojciec: A jak tam w szkole? Dostałeś jakąś
ocenę? Ale nie kłam, bo kupiłem dzisiaj maszynę prawdy i jak skłamiesz, to
zaraz będę wiedział.
Syn: Ocenę? Dostałem... No dostałem
piątkę!
Maszyna: Nie prawda! Nie prawda!
Syn: No dobra... dostałem czwórkę!
Maszyna: Nie prawda! Nie prawda!
Ojciec: Widzisz! Lepiej nie kłam, tylko mów
prawdę.
Syn: Dobrze tato. Dostałem tróję.
Maszyna: Nie prawda! Nie prawda!
Syn: Ok! Mierną!
Maszyna: Nie prawda! Nie prawda!
Syn: Jedynkę dostałem...
Ojciec: Widzisz synku, za moich czasów nie było jedynek i
szóstek, a ja zawsze dostawałem piątki.
Maszyna: Nie prawda! Nie prawda!
Ojciec: Czwórki też się zdarzały...
Maszyna: Nie prawda! Nie prawda!
Ojciec: No parę trójeczek też wpadło...
Maszyna: Nie prawda! Nie prawda!
Ojciec: Oj synu, tak maszyna się chyba popsuła! Chodźmy
lepiej na te lody... [^]
Schodzą się dwie fale - jedna nadaje gimnastykę poranną, a druga - co
dziś będziemy jedli na obiad.
W: Tu mówi Warszawa, nadajemy audycję pt. "Co
dziś będziemy jedli na obiad"
P: Poznań nadaje gimnastykę poranną.
W: Należy przygotować...
P: nogi w rozkroku, ręce na bok, po czym wykonujemy
głęboki przysiad...
W: prosto do garnka, gdzie mięso należy wymoczyć,
następnie zagotować, odstawić na bok i spróbować...
P: stanąć na lewej nodze, prawą podnosząc lekko w
górę...
W: następnie należy ją dobrze opłukać, aż zniknie
niemiły zapach, posolić, pokropić octem i powąchać, następnie przed garnkiem...
P: wykonać głęboki ukłon, raz, dwa, trzy. Dosyć.
Teraz robimy głęboki przysiad
W: na rozpaloną patelnię. Potem wlewamy odrobinę
oleju...
P: do głowy sięgamy jednym kolanem, potem drugim przy
ostatnim stuknięciu nabieramy rozpędu, wykonując skok w bok i jednym zamachem...
W: łamiemy kości na części, oddzielając je od mięsa, które
należy złożyć na boku i przy pomocy ostrego...
P: skrętu walimy się na podłogę. Leżąc na
podłodze należy przyjąć następującą pozycję: oczy podniesione w górę,
włosy dęba, uszami wykonywać zamaszyste wymachy w przód, na dół i do tyłu,
mięśnie nóg i rąk rozluźnić, po czym...
W: bić w nie mocniej tłuczkiem, aż zrobią się miękkie
i płaskie. Maczać w białku, tartej bułce, po czym smażyć na wolnym ogniu przewracając...
P: w lewo raz, w prawo dwa, do góry trzy i na
wznak... dość...
W: jest dokładnie wysmażony, przykrywamy więc pokrywką,
po czym...
P: energicznie oddychamy, postawa swobodna, ręce na
biodra, głowa do góry, usta szeroko otwarte, szerzej jeszcze szerzej...
W: następnie wsypać szczyptę cukru, dwie garści soli,
odrobinę pieprzu i dwie łyżeczki esencji octowej, po czym należy wrzucić dwie marchewki. Z główką kapusty...
P: stajemy na rękach, jedną nogą opieramy na otwartych
drzwiach, a drugą zaczepiamy o żyrandol...
W: i czekamy około dwóch godzin, aż zupełnie wystygnie.
Tak przygotowany obiad tanio, szybko i przyjemnie można podawać do stołu.
Smacznego. [^]
Do gabinetu lekarskiego nagle wpada trzymając się za brzuch pacjent. Z
wyrazem bólu na twarzy wskazuje na swój brzuch. Lekarz przykłada ucho do jego
brzucha, a następnie każe mu się położyć na przygotowanym stole operacyjnym.
Pielęgniarki przygotowują go do operacji, jedna stosuje jako narkozę but zdjęty z
nogi. Doktor wyciąga ogromną piłę i przy pomocy pielęgniarki przerzynają
brzuch pacjenta (w rzeczywistości odchylają tylko bluzę). Następnie z podziwem
zaglądają do środka. Po kolei wyciągają rzeczy symbolizujące różne
narządy, a lekarz ze spokojem komentuje każdy organ: "Serce.
Żołądek. Wątroba. Nerki. itd." Wyrzucają je do
wiaderka, mieszają i wkładają z powrotem do brzucha. Ponieważ nie mogą
zmieścić, upychają kolanem, po czym zaszywają. Pielęgniarka budzi pacjenta,
bynajmniej nie delikatnie. Pacjent wstaje, czuje się już lepiej, ale pokazuje, że
go coś kłuje. Powtarza się scena z operacją, ale teraz lekarz po wyciągnięciu
organów wyciąga swoje nożyczki, które zostawił pierwszym razem. Zszywają
pacjenta. Ale ten niestety już się nie budzi. Lekarz cieszy się, że
odzyskał nożyczki. [^]
W wyimaginowanym pociągu jadą dwie kobiety. Jedna paniusia z miasta, druga
kobieta wiejska. Obie odpowiednio ubrane do swego stanu, mają też odpowiedni dla
siebie sprzęt towarzyszący. Chodzi głównie o to, co posiadają w swych rękach.
Paniusia trzyma na ręku zgrabną małą torebkę damską i robiąc odpowiednie dla
niej miny, przygląda się mijanym krajobrazom. Kobieta wiejska trzyma między
nogami duży kosz wiklinowy na zakupy, przykryty jakąś ścierką, z której wystają na
wszystkie strony różne zakupione rzeczy. Z miny jej twarzy widać, że paniusia
jej imponuje tak wyglądem jak i zachowaniem. Stara się więc przez naśladowanie
swojej towarzyszki podróży nabrać dobrych manier, a jednocześnie pokazać, że ona nie
jest wcale gorsza. Podobnie więc jak paniusia zakłada jedno kolano na drugie.
Kobieta z miasta wyciąga ze swojej torebki jakiś mały ilustrowany magazyn,
którego kolorowym zdjęciem wiejska kobieta najpierw jest zainteresowana, po czym pyta:
"A co pani ma?" Paniusia z widoczną pogardą odpowiada:
"Magazyn dla eleganckich kobiet". Kobieta widząc pogardę z dumą
mówi: "Ja mam lepsze" i wyciąga jakąś zatłuszczoną gazetę, którą
'czyta' do góry nogami. Następnie paniusia z torebki wyjmuje małe lusterko i
zaczyna się w nim przeglądać. Baba ze wsi znowu z zainteresowaniem pyta:
"A co pani ma?" "Lusterko" "Phi, ja mam lepsze",
wyciąga z torby patelnię i przegląda się w niej. Teraz paniusia wyjmuje z
torebki elegancką kosmetyczkę, z której wyciąga kredkę do ust i maluje się.
Sytuacja się powtarza jak wcześniej tym razem kobieta ze wsi wyciąga kawał buraka
ćwikłowego i nim smaruje najpierw usta, a następnie koloruje policzki. Kolejnym
zabiegiem kosmetycznym jest podkolorowanie oczu. Kobieta wiejska zabieg ten z
wielkim animuszem wykonuje ołówkiem chemicznym. Paniusia czesze się
malutkim grzebykiem, natomiast baba ze wsi wyciąga grabie. W końcu paniusia
otwiera puderniczkę i pudruje sobie twarz. Kobieta wiejska, nie widząc wyjścia,
wyciąga woreczek z mąką, bierze garść mąki i "pudruje" sobie twarz, która
w rezultacie tych wszystkich zabiegów i pomieszania różnych kolorów tworzy
rzeczywiście zabawny widok. [^]